W końcu listopada i na początku grudnia giełdy akcji promieniały optymizmem. Pretekstów obozowi byków dostarczali zarówno politycy, jak i Jerome Powell, szef Fedu. Pretekstów, a nie powodów, bo jak się dokładniej przyjrzeć tym czynnikom, to spokojnie można znaleźć sporo wad. Rynki jednak po prostu chciały dobrze zakończyć rok. Fundusze przeprowadzają duży program windows dressing (czasem nazywany rajdem Świętego Mikołaja) – chcą pokazać klientom, że 2018 r. nie był dla nich stracony.
Na Wall Street korekta rozpoczęła się w ostatnim tygodniu listopada, ale tak naprawdę przełomem dla rynków było to, że publicznie wypowiadał się szef Fedu. Prawdę mówiąc, nie powiedział nic nieoczekiwanego. Gracze uczepili się jednak tego, że według Powella stopy procentowe są już blisko poziomu neutralnego. Z tego wyciągnięto wniosek, że w grudniu nastąpi podwyżka, a potem Fed wejdzie w stan wyczekiwania, czyli że najpewniej nie będzie już podwyższał stóp.
To błędne rozumowanie. Po pierwsze, niedawno Fed twierdził, że doprowadzi stopy powyżej poziomu neutralnego. Po drugie, takie „gołębie" stanowisko mogłoby sygnalizować, że Fed boi się Trumpa, a to rynkom docelowo zdecydowanie by się nie spodobało. Przed końcem roku byki wykorzystały jednak słowa szefa Fedu jako pretekst do kontynuowania rajdu. Nie działały żadne próby wytłumaczenia, że rynek słowa niewłaściwie zrozumiał.
Plusem, a przynajmniej brakiem minusa, było też to, że przywódcy Unii Europejskiej zaakceptowali porozumienie w sprawie brexitu. Musi je jeszcze zaakceptować Izba Gmin, a wynik głosowania zdecydowanie nie jest przesądzony. Na razie premier May nie ma tam większości, ale „twardego" brexitu posłowie tak bardzo się boją, że nie wykluczam uzyskania przez rząd niechętnej zgody na tę bardzo niedoskonałą umowę. Przez dwa lata W. Brytania musiałaby płacić do unijnego budżetu, przestrzegać wszelkich praw UE, nie prowadzić własnych negocjacji handlowych, ale nie miałaby prawa głosu w unijnych organach...
Pozostawał jeszcze problem Włoch i ich projektu budżetu, na który nie zgadza się Komisja Europejska. Matteo Salvini, wicepremier i szef Ligi, nie wykluczył jednak zmian w tym projekcie. Włosi prowadzą jakąś dziwną grę – jednego dnia mówią, że żadnych zmian nie będzie, następnego ich nie wykluczają. Na razie jednak ten temat zszedł na dalszy plan.