Koniec OFE zapowiadany był już tyle razy, że fundusze wydają się być wręcz nieśmiertelne. To jednak jedynie pozory, bo zbliża się czas, gdy wykonana zostanie polityczna decyzja o ich likwidacji. Nie zostały uwzględnione w budżecie na 2022 rok, z czego wynika, że ich pęczniejący – dzięki hossie – majątek zostanie zachowany na wyborczy 2023 rok, kiedy mogą się przydać na budżetową czarną godzinę. Wtedy łatwo będzie politycznie sięgnąć po ostatnie tak nisko wiszące owoce, być może nawet całkowicie je nacjonalizując.
Były negatywnym bohaterem za rządów PO–PSL, po zmianie władzy również nie doczekały się uznania jako efektywny element emerytalnego zabezpieczenia, tylko zapadła decyzja polityczna o ich likwidacji. Tyle że jak niewiele z decyzji obecnie rządzącego obozu nie może się ona doczekać realizacji i pozostaje w zawieszeniu. Dlatego zasadne jest rozważanie przyszłości funduszy, które dwie dekady temu były reklamowane jako wręcz dar z nieba dla emerytów, którzy mieli spędzać wakacje pod palmami – życie staruszków miało być dzięki nim po prostu wesołe. Od dłuższego czasu wiadomo, że tak jak w reklamach nie będzie. Jednak gra toczy się nie tylko o zgromadzone pieniądze przyszłych emerytów, ale także stabilność polskiego rynku kapitałowego, gdyż OFE stanowiły i – czy ktoś tego chce czy nie – stanowią nadal jeden z jego filarów. Jeśli nie pod względem aktywności, to przynajmniej pod względem pasywnej własności w rzeszy giełdowych spółek, najczęściej pozostających pod prywatną kontrolą. Ich przyszłość jest kluczowa dla pozostałych współwłaścicieli, którzy są od lat wystawieni na wojnę nerwów, nie wiedząc, kto docelowo będzie ich partnerem w akcjonariacie.
Dodatkowo, gra toczy się o coraz większe pieniądze, bo na koniec tegorocznych wakacji aktywa OFE sięgały blisko 170 mld zł (na koniec 2020 roku wynosiły 148 mld zł). Zatem OFE wykorzystały okres pandemicznej hossy, gdy giełdy zostały zalane gigantyczną falą dodrukowanych pieniędzy. I dzięki temu – paradoksalnie – stały się jeszcze bardziej łakomym kąskiem dla polityków, od których zależy ich los.
OFE w obecnym kształcie miały przestać istnieć 27 listopada 2020 roku, potem pojawił się termin 22 stycznia 2022 roku. Tymczasem reforma OFE, czyli dokonanie przez nich żywota, nie tylko spadła w 2021 roku z agendy legislacyjnej, ale nie została również uwzględniona w budżecie na 2022 rok, jak to oficjalnie określono „ostrożnościowo". Odłożenie tematu OFE do zamrażarki uzasadniane jest koniecznością jego dopasowania do ustaw podatkowych w ramach Polskiego Ładu. W tym miejscu warto się zatrzymać i pomyśleć, co stałoby się, gdyby nie było pandemii i OFE zostały zlikwidowane 27 listopada 2020 roku? A potem dopiero pojawiły się pomysły zmian podatkowych. Otóż ci, którzy nie przenieśliby się do ZUS, zdążyliby zapłacić 15 proc. opłatę przekształceniową za transfer do IKE, która miała być ekwiwalentem podatku od przyszłej emerytury tych, którzy wybraliby ZUS. Tyle że potem ci z IKE ze zdziwieniem dowiedzieliby się, że z powodu zwolnienia emerytur z podatku do określonej wysokości część „zusowska" mogłaby nie zapłacić nic. Zatem mogliby się poczuć naprawdę zrobieni w balona i rację mieliby ci, którzy nie ufają państwu, szczególnie jeśli dziś jednym zabiera, a jutro innym łaskawie daruje.
Jeśli OFE w 2022 roku nie zostaną zlikwidowane, to sprawa przejdzie na kolejny rok, a będzie to już rok wyborczy. I to może się okazać niezwykle ważne dla losów OFE. Po pierwsze, w obozie władzy od lat ścierają się różne frakcje podzielone w sprawie, co zrobić z OFE. Po drugie, rok wyborczy będzie mieć swoje wyborcze wymagania. A jak uczy nas historia, kończy się to dosypywaniem kasy – w postaci np. czystych transferów pieniężnych – dla tych grup wyborców, na których głosy można liczyć. Tyle że dosypywać trzeba mieć też z czego. A 2023 może się okazać rokiem prawdy budżetowej i jeśli dalsze brnięcie w ogromny dług – budżetowy i pozabudżetowy – nie będzie możliwe lub stanie się za drogie (z powodu prawdopodobnych podwyżek stóp procentowych i zwyżki rentowności obligacji), to jakie zostaną w Polsce proste rezerwuary żywego kapitału, po jaki może sięgnąć rząd, gdy tylko przyjdzie mu na to ochota? W zasadzie pozostaje tylko jedno miejsce – OFE.