Ze świata płyną sygnały spowolnienia gospodarczego, Niemcy są blisko recesji. Jak przekłada się to na aktywność firm w Polsce, czy widać ich zmniejszony popyt na kredyty?
Nie, bo w ostatnich czterech latach popyt na kredyty inwestycyjne już był bardzo słaby. Kredyty, których udzielamy, mają charakter głównie odtworzeniowy. W sektorze przedsiębiorstw prywatnych nie pojawiają się nowe duże inwestycje w trwającym od kilku lat wzrostowym etapie cyklu koniunkturalnego. Inwestycje są, ale w sektorze publicznym lub te generowane przez spółki państwowe. Niezależnie od tego ING Bank Śląski zwiększa akcję kredytową w tempie około dwukrotnie szybszym niż rynek, przejmując kredyty głównie od naszych konkurentów. Robimy to bezpiecznie, więc nie przewiduję, że będziemy uderzeni w znacznym stopniu, gdy nastąpi zauważalne spowolnienie gospodarki. Widzimy już w danych finansowych symptomy pogorszenia sytuacji finansowej przedsiębiorstw, takie jak wydłużające się cykle zarówno zobowiązań, jak i należności.
Nie ma zatem potencjału do odbicia popytu na kredyty korporacyjne?
Nie widzimy takich przesłanek. W Europie Zachodniej następuje widoczne spowolnienie gospodarcze, co będzie miało przełożenie także na wzrost PKB w Polsce, choć pomagają nam efekty popytowe, czyli głównie programy socjalne. Jednak nie są one na tyle duże, aby spowodować istotny wzrost popytu na kredyty po stronie przedsiębiorstw. Z drugiej strony wykorzystanie mocy produkcyjnych w gospodarce jest na tyle wysokie, że firmy powinny inwestować, ale tego nie robią w wystarczającym stopniu. Brak inwestycji jest w tym kontekście niepokojący, bo wykorzystanie mocy polskich firm jest na tyle duże, że trudno byłoby powtórzyć sytuację sprzed dekady, gdy po kryzysie nastąpiło silne osłabienie złotego i dzięki dużym wtedy wolnym mocom firmy mogły zwiększyć produkcję i eksport, co pozwoliło na „miękkie lądowanie" całej gospodarki.
Z czego wynika słabość inwestycji?