O amerykańskich akcjach zwykło się mówić, że są drogie (wysoko wyceniane). Skąd bierze się ta krytyka? Choćby z tego, że zanim jeszcze nadeszła sezonowa przecena, rozpoczęta w sierpniu, wskaźnik ceny do prognozowanych zysków (forward P/E) spółek z S&P 500 podszedł znów pod pułap 20. Po trzech miesiącach promocyjnej wyprzedaży P/E obniżył się do ok. 17 (wg danych Refinitiv IBES), więc krytyka jest już mniej uzasadniona. Ale i tak pojawiają się głosy, że P/E na poziomie 17 przekłada się na tzw. earnings yield (w wolnym tłumaczeniu „rentowność akcji”, czyli odwrotność P/E) równy niespełna 6 proc., co przy rentowności dziesięcioletnich obligacji skarbowych ocierającej się o próg 5 proc. oznacza mało zadowalającą premię za ryzyko.
A jeśli sięgnąć po inny klasyczny wskaźnik wyceny, czyli cenę do wartości księgowej (P/BV), to akcje z S&P 500 wyglądają ciągle na drogie z długoterminowego punktu widzenia. P/BV przekracza 4. Dobrze, że nie jest to już ok. 5, czyli wartość odnotowana na szczycie przed ubiegłoroczną bessą, ale przypomnijmy, że po wybuchu pandemii P/BV zjechał w okolicę 2,5 – i dopiero takie wartości historycznie można było określać jako okazyjne.
Właśnie w oparciu o takie dane biorą się zarzuty o to, że amerykańskie akcje są, mniej lub bardziej, drogie. Okazuje się jednak, że te zarzuty stają się zupełnie bezpodstawne, jeśli przestaniemy koncentrować uwagę wyłącznie na indeksie gromadzącym 500 największych spółek, który na dodatek jest w praktyce zdominowany przez garstkę technologicznych gigantów o największej wadze, i spojrzymy dużo szerzej. Na całe uniwersum amerykańskich akcji składa się również przecież jeszcze liczniejsze grono średnich i małych spółek, reprezentowane przez indeksy S&P MidCap 400 oraz S&P SmallCap 600.
P/E coraz bliżej covidowego dołka
Z naszej analizy wynika, że żaden z wymienionych zarzutów pojawiających się w stosunku do indeksu blue chips nie ma obecnie zastosowania do akcji małych i średnich firm (dalej: MiŚ) na Wall Street. Zacznijmy od wskaźników P/E. O ile w przypadku S&P 500 sezonowa wyprzedaż sprawiła „jedynie”, że akcje reprezentowane przez ten indeks stały się mniej drogie, o tyle w przypadku MiŚ można już z powodzeniem mówić, że wyceny wkroczyły na terytorium wręcz... okazyjne.