Statystyka zawsze wzbudzała emocje i trudno, aby było inaczej. Ostatnio wokół niej narastają lawinowo nieporozumienia, co jest skutkiem niedostatku wiedzy zarówno na temat coraz bardziej komplikującej się rzeczywistości gospodarczej, jak i elementarnego rozumienia danych i wskaźników statystycznych. Wiele osób odnoszących się krytycznie do danych statystycznych dla ostatecznego jej pogrążenia rzuca żart, że pan i jego pies mają średnio po trzy nogi. ?art o tyle chybiony, że statystyka bada zjawiska masowe, obejmujące zbiorowości o liczebności idącej w setki, tysiące czy miliony, a nie pojedyncze osoby z psami.
Jak bumerang powraca kwestia poszukiwania uniwersalnych mierników obejmujących łącznie wzrost gospodarczy, dobrobyt czy nawet zadowolenie z życia, żeby nie powiedzieć szczęście społeczeństwa. Nikt nie chce przyjąć do wiadomości, że takich mierników nie ma i nie będzie. Jest to główna przyczyna nieuprawnionej krytyki produktu krajowego brutto, miernika wartości nowo wytworzonej, od którego wymaga się mierzenia poziomu życia i wielu innych rzeczy, czego ten miernik z założenia nie jest w stanie czynić. èródłem nieporozumienia jest to, że wiele osób stosuje wskaźniki PKB jako substytuty mierników poziomu życia bądź dobrobytu, co stanowi daleko idące uproszczenie i ma bardzo ograniczone zastosowanie. Krytykować należałoby raczej te osoby niż same mierniki.
Pod koniec marca ukazał się w "Parkiecie" felieton Piotra Kuczyńskiego "Statystyka nie zawsze prawdę ci powie…". Jako statystyk i makroekonomista analizujący polską gospodarkę od lat 70. ubiegłego wieku odrzucam zarówno ogólną tezę zawartą w tytule tego felietonu, jak i dwie szczegółowe opinie z tekstu. W pierwszej autor twierdzi, że dane makroekonomiczne opublikowane przed końcem marca nie pokazują obrazu polskiej gospodarki, w drugiej sugeruje, że dane makroekonomiczne można interpretować na różne sposoby. Piotr Kuczyński uzasadnia swoje opinie czterema przykładami, które w niewielkim stopniu odnoszą się do tez felietonu.
[srodtytul]Zakłócenie na rynku pracy[/srodtytul]
Pierwszy przykład dotyczy rynku pracy. Felietonista, specjalista od rynków kapitałowych, nie potrafi wyjaśnić, dlaczego spadek liczby zatrudnionych odczytywany jest przez analityków ekonomicznych jako pozytywny sygnał dla gospodarki. Sprawa sprowadza się do dwóch elementarnych kwestii. Pierwszą jest wyciąganie wniosków z tendencji zmian w świetle faz cyklu koniunkturalnego, drugą zjawisko sezonowości, całkowicie ignorowane przez autora, a właśnie ono powinno być przedmiotem analizy. Wskaźniki statystyczne rynku pracy zaliczają się do wskaźników opóźnionych (wobec aktualnego zachowania cyklu koniunkturalnego), zatem malejące tempo spadku liczby zatrudnionych w gospodarce jest oczekiwaną sytuacją. Stąd pozytywne reakcje ekonomistów, z czego szydzi analityk giełdowy.