„Sell in may”. Analitycy radzą zapomnieć o regule

Akcje notowane w Warszawie na przekór giełdowej zasadzie „sell in may and go away” mogą przynieść zyski w najbliższych miesiącach.

Publikacja: 13.05.2013 14:00

Aktualna wartość indeksu WIG jest niemal na identycznym poziomie, jak w październiku ubiegłego roku,

Aktualna wartość indeksu WIG jest niemal na identycznym poziomie, jak w październiku ubiegłego roku, co oznacza, że rynkowe wyceny spółek z tych okresów są zbliżone.

Foto: Bloomberg

Stare giełdowe powiedzenie sugeruje sprzedaż portfela akcji w maju i powrót na rynek dopiero po wakacjach, a dokładniej w październiku. Ta zasada w tym roku na warszawskim parkiecie może się jednak nie sprawdzić. Analitycy zapowiadają, że wychodzenie z rynku po kilku miesiącach nieprzerwanych spadków cen akcji nie ma sensu. Tym bardziej że nastroje na rynku mają się poprawić.

Sprzedawać czy trzymać?

Aktualna wartość indeksu WIG jest niemal na identycznym poziomie, jak w październiku ubiegłego roku, co oznacza, że rynkowe wyceny spółek z tych okresów są zbliżone. Dlatego dla inwestora, który w ubiegłym roku trzymał się opisywanej strategii, powrócił na rynek w październiku i trzymał akcje aż do maja, ich sprzedaż nie będzie zbyt opłacalna (zakładając, że ma portfel zbliżony do indeksów). Zysk z takiej transakcji wyniósłby zaledwie 3 proc.

W ocenie przeważającej części analityków pozbywanie się akcji w maju nie wydaje się dobrym pomysłem. – Generalnie strategia sprzedawania akcji w maju zakłada, że wcześniej nastąpił istotny wzrost rynku i sprzedajemy w okolicach lokalnego szczytu. Obecny poziom WIG trudno jest nazwać szczytem po fali wzrostów. Coś takiego można jednak powiedzieć o indeksach w USA czy Niemczech – uważa Jarosław Niedzielewski, dyrektor inwestycyjny Investors TFI.

Mając na uwadze wspomniane różnice, analityk przewiduje, że lepsze rezultaty w przypadku polskiego rynku może dać zastosowanie strategii „dokup akcji po wakacjach, ale nie sprzedawaj ich na siłę w maju". – Nie oznacza to, że polski rynek nie znajdzie się niżej w najbliższych miesiącach, ale czekając z odkupieniem sprzedanych wcześniej akcji do września czy października nie mamy gwarancji, że nabędziemy je taniej. Dołek na rynku może być znacznie wcześniej – dodaje Niedzielewski.

Z opinią, że warto się wstrzymać z pozbywaniem akcji, zgadza się Roland Paszkiewicz, szef działu analiz CDM Pekao. Uważa, że można znaleźć przesłanki, które sugerują, że naszą giełdę czeka lepszy okres. – Nastroje inwestorów indywidualnych są najsłabsze od maja–czerwca 2012 roku, co z kontrariańskiego punktu widzenia powinno zachęcać do zakupu akcji. Przebieg styczniowo-kwietniowej korekty jest zbieżny z historycznym wzorcem korekty pierwszej fali wzrostów w cyklu hossa–bessa i jeśli wzorzec nadal będzie się sprawdzał, to zapewni nam wzrosty w najbliższych miesiącach. Przecena na rynku surowców wydaje się wyczerpywać, co powinno pozytywnie wpłynąć na relatywną siłę rynków wschodzących – mówi Paszkiewicz.

Warto przy tym zwrócić uwagę, że decydując się na wielomiesięczną przerwę w inwestowaniu, inwestor musiałby zrezygnować z większości dywidend wypłacanych przez spółki (terminy ustalenia prawa do dywidendy zwykle przypadają na okres począwszy od maja).

Zawodna reguła

Statystyczna zależność, że czas od maja do października nie jest udanym okresem dla posiadaczy akcji, nie znajduje potwierdzenia w historycznych danych na naszym rynku. – Z całą pewnością można stwierdzić, że w ciągu ostatnich 10 latach strategia „sell in may and go away" sprawdzała się w 50 proc., a więc miała skuteczność rzutu monetą. Średnia stopa zwrotu dla takiej strategii w ciągu ostatnich dziesięciu lat to 7,3 proc., a mediana to 0,6 proc. – twierdzi Marcin Szortyka, zarządzający ING TFI.

Kluczowa koniunktura

Okres od maja do października jest wprawdzie gorszy od połowy roku ograniczonej listopadem i kwietniem, ale nie jest tak źle, by w maju za wszelką cenę pozbywać się akcji. Ostatnie lata wyraźnie pokazują, że zasada ta może się okazać zawodna, jeśli nie weźmiemy pod uwagę koniunktury panującej na rynku.

W ubiegłym roku wyjście z rynku w maju nie było dobrym posunięciem, bo od maja do października WIG zyskał ponad 7 proc. Znacznie lepszy był dla posiadaczy akcji 2009 rok, gdy w analogicznym okresie szeroki indeks warszawskiego parkietu poszybował ponad 30 proc. Wówczas mieliśmy do czynienia z pierwszą fazą hossy, gdy rynek odreagowywał po załamaniu cen w 2008 roku. Z wypracowaniem zysków nie było też większych problemów w trakcie pamiętnej hossy z lat 2003–2007. Wówczas co roku WIG był na plusie, przy czym lata 2003 i 2005 przyniosły kilkudziesięcioprocentowe wzrosty.

Z danych jasno wynika, że nie opłaca się pozbywać akcji w maju, jeśli trwa hossa. Zupełnie odwrotnie należało postąpić w przypadku okresów dekoniunktury giełdowej. Sprzedaż akcji w maju i?przebywanie poza rynkiem?do jesieni pozwalało uniknąć sporych strat. W wyniku bessy w 2008 roku wywołanej?krachem na rynkach finansowych (upadek banku Lehman Brothers) w okresie maj–październik WIG stracił prawie 40 proc. Nieco mniejsze straty przyniosły lata 2000–2002. Był to okres bessy na GPW, w?którą rynek wszedł po pęknięciu bańki internetowej na?początku 2000 roku. Dekoniunkturą można też wytłumaczyć fatalny wynik sprzed?dwóch lat, gdy WIG od maja do końca października 2011 roku zjechał w dół o prawie 18 proc. W sierpniu miała miejsce potężna wyprzedaż na rynkach akcji wywołana pierwszą w historii obniżką ratingu USA.

[email protected]

Stare giełdowe porzekadło (pełna wersja brzmi „sell in may and go away, stay away till Halloween day"), sugerujące pozbywanie się akcji w maju i pozostawanie poza rynkiem przez kilka miesięcy aż do Helloween, ma swoje statystyczne uzasadnienie w przypadku wieloletnich obserwacji rynków rozwiniętych, o długiej tradycji. Istnieje wyraźna różnica między stopami zwrotu osiąganymi przez rynki akcji w miesiącach letnich i jesiennych a stopami zwrotu osiąganymi w miesiącach zimowo-wiosennych. Długoterminowa analiza amerykańskiego rynku dowodzi, że ceny akcji w okresie maj–październik rosły dużo wolniej niż w okresie od listopada do kwietnia. W latach 1945–2012 strategia „sell in may..." okazała się opłacalna na rynku amerykańskim. Średnia stopa zwrotu z indeksu S&P500 z okresu listopad–kwiecień wyniosła 6,9 proc., a maj–październik tylko 1,2 proc. Dodatnie stopy zwrotu częściej udało się wypracować w okresie od listopada do kwietnia. Prawdopodobieństwo zwyżek wynosi w tym czasie 78 proc. wobec ok. 60 proc. w okresie maj–październik.

Opinie

Uwaga na korektę na Wall Street - Łukasz Bugaj, analityk DM BOŚ

Historia pokazuje, że najkorzystniejszy okres dla giełdowych inwestycji jest zawarty między listopadem a kwietniem. Z kolei pozostałe sześć miesięcy roku co do zasady przynosi niższe zyski lub nawet straty. Owa zależność jest obecna praktycznie na wszystkich parkietach świata i obowiązuje również w przypadku warszawskiego parkietu. Ponadto w trzech ostatnich latach ów schemat był dość dobrze zachowany zarówno na GPW, jak i w przypadku Wall Street. Sytuacja nieco zmieniła się za sprawą początku tego roku, który dla Warszawy był wyjątkowo niekorzystny na tle giełdy amerykańskiej. Nie oznacza to jednak, że maj tym razem z pewnością będzie udany. Owszem, dotychczasowy dorobek tego miesiąca jest niezły, ale wszystko może się zmienić, gdyby indeks S&P500 zaczął się korygować, do czego zmusza go kalendarzowa zależność. Za oceanem dotychczasowy początek roku ze zwyżką o 14 proc. był najlepszym od 1991 roku, a więc pokusa do realizacji zysków wydaje się być spora.

Nasz rynek jest niedowartościowany - Przemysław Kwiecień, główny ekonomista X-Trade Brokers

Z sezonowością stóp zwrotu jest ten problem, iż z natury hipoteza taka zaprzecza teorii efektywnych rynków, a dodatkowo jest dość banalna, a co za tym idzie, jeszcze mniej wiarygodna. Patrząc jednak na historię, widać, iż maj był najsłabszym miesiącem dla WIG20, zarówno od początku istnienia indeksu, jak i w ciągu ostatnich trzech lat. Mało tego, maj był także statystycznie słabym miesiącem na Wall Street, a co więcej, otwierał on słaby okres wakacyjny. Jeśli założymy, iż historyczna sezonowość ma faktycznie jakąkolwiek wartość prognostyczną, powinniśmy pozbyć się akcji w maju i kupić je pod koniec września. Nasi inwestorzy mają jednak inny, większy problem – ogromne niedowartościowanie Warszawy względem rynków rozwiniętych. W dłuższym okresie musi ono zostać skorygowane, jednak trudno powiedzieć, jak to zostanie rozegrane. Strategia kupna pod „dogonienie" zagranicy jest ryzykowna ze względu na fakt, iż rynki rozwinięte są nieracjonalnie wysoko.

Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?
Analizy rynkowe
Czy Święty Mikołaj zawita w tym roku na giełdę?