Pierwsze cztery miesiące roku okazały się rozczarowujące na warszawskiej giełdzie, zwłaszcza w starciu z nadziejami wśród inwestorów rozbudzonymi przez ubiegłoroczną zwyżkę notowań. Rozczarowanie jest też tym większe, że indeksy największych rynków rozwiniętych, takich jak USA, Niemcy czy Japonia, mogą zaliczyć pierwsze miesiące tego roku do bardzo udanych. W tej sytuacji pojawia się naturalne pytanie: czy owa względna słabość polskiej giełdy utrzyma się czy może raczej po okresie zapomnienia akcje z GPW powrócą do łask globalnego kapitału? Na plus przemawiają czynniki, takie jak spadające stopy procentowe oraz historycznie niskie wyceny spółek (ponad połowa firm wyceniana jest poniżej wartości księgowej). Z drugiej strony, skoro rynki rozwinięte rosną od wielu miesięcy, to czas zdaje się niejako działać na niekorzyść warszawskiego parkietu – WIG20 może po prostu nie zdążyć nadrobić zaległości, zanim na Wall Street zagości solidna korekta. W poszukiwaniu odpowiedzi na te ważne pytania proponuję odwołać się do historii, w której często tkwią wskazówki na temat natury rynku akcji. Kwestię obecnej słabości WIG20 względem S&P500 proponuję zbadać na kilka różnych sposobów.
Rekordowo słaby początek roku
Od początku roku do końca kwietnia stopa zwrotu z WIG20 okazała się o 22 pkt proc. gorsza od stopy zwrotu z S&P500. Tak drastyczna ujemna różnica w pierwszych czterech miesiącach roku nie zdarzyła się dotąd nigdy! Dotychczasowy rekord to ok. -15 pkt. proc. zanotowane w 2001 roku. Akurat ten historyczny przypadek jest mało optymistyczny, bo jak się później okazało, polskie akcje nieszybko zakończyły okres słabości – do końca roku WIG20 spadł o 16 proc.
Różnica jest jednak taka, że w 2001 r. względna słabość naszej giełdy polegała na tym, że spadała szybciej niż Wall Street, co jest oczywiście niezbyt porównywalne do obecnej sytuacji, kiedy za oceanem panuje hossa. Jeśli poszukamy w przeszłości takiej właśnie sytuacji, to na celowniku pojawia się rok 2003. Wówczas co prawda różnica stóp zwrotu nie była tak znaczna jak obecnie (-10 pkt proc.), ale tak jak teraz S&P500 rósł, podczas gdy WIG20 ociągał się ze zwyżką. Ten przypadek z kolei okazuje się bardzo optymistyczny, bo po okresie takiej słabości na GPW zagościła bardzo silna hossa – do końca roku WIG20 podskoczył o ponad 40 proc! Przypadek ten jest porównywalny do obecnej sytuacji także pod względami fundamentalnymi (zredukowane stopy procentowe, niskie wyceny akcji, kształtujący się dołek cyklu koniunkturalnego w gospodarce).
Blisko dolnej granicy przedziału
Rozszerzmy nieco teraz wcześniejsze rozważania. Zamiast ograniczać się do analizy stóp zwrotu w pierwszych czterech miesiącach każdego roku, sprawdźmy, jakie były stopy zwrotu w dowolnych czterech kolejnych miesiącach (bo właśnie mniej więcej tyle trwa obecny okres słabości).
Zła wiadomość jest taka, że obecna słabość (-22 pkt proc.) nie jest rekordowa, a więc teoretycznie może się pogłębić. Rekord słabości przypadł na listopad 1998 r., kiedy to czteromiesięczna zmiana WIG20 była aż o 38 pkt proc. gorsza od stopy zwrotu z S&P500.