Krajowi inwestorzy nie posłuchali starego giełdowego porzekadła „sell in may and go away" (aby sprzedać w maju i jechać na wakacje) i ostro zabrali się za odrabianie strat z poprzednich miesięcy. Optymizm graczy wskazuje, że maj (do końca zostały jedynie dwie sesje) będzie pierwszym w tym roku miesiącem, który rodzime indeksy zakończą na plusie. Od początku miesiąca WIG20 zyskał około 7 proc. Lepiej wypadł szeroki rynek – WIG podskoczył o ponad 8 proc. Z nawiązką tegoroczne straty odrobiły małe i średnie spółki. Indeksy mWig40 i sWIG80 są notowane najwyżej od połowy 2011 r.
GPW wraca do łask
Od początku tego roku mieliśmy w Warszawie do czynienia z nietypową sytuacją. Podczas gdy rodzime indeksy osuwały się, na największych światowych parkietach hossa trwała w najlepsze. Słabość GPW wynikała z lokalnych problemów i słabnącego zainteresowania inwestorów rynkami wschodzącymi. Analitycy zauważają jednak, że w ostatnim czasie widać zmianę nastawienia. – Od połowy kwietnia zauważalna jest poprawa sentymentu do indeksów rynków wschodzących, jak Bovespa czy RTS, a także na miedzi, z którymi dość wyraźnie od kilku miesięcy nasz rynek był skorelowany. Mamy za sobą sezon wyników za I kwartał, który był trudny dla wielu podmiotów. Niemniej obecnie możemy z większą ufnością stwierdzić, że dla coraz szerszego grona spółek, przynajmniej w naszych analizach, dostrzegamy już perspektywę poprawy wyników na przełomie 2013/2014 r. – wyjaśnia Krzysztof Pado, analityk DM BDM.
Zdaniem Marcina Materny, szefa działu analiz Millennium DM, odbiciu indeksów na warszawskim parkiecie pomogły częściowo giełdy zagraniczne, które wbrew oczekiwaniom oparły się korekcie po silnych wzrostach od początku roku. – Część inwestorów, widząc że odbicie na rynkach może potrwać dłużej (nie zanosi się na wstrzymanie druku pieniądza w głównych gospodarkach), zaczęła przenosić środki na rynki emerging markets, które – jak pokazuje historia – często rosły w „drugim rzucie" – przyznaje Materna.
Alternatywa dla lokat
Roland Paszkiewicz, szef działu analiz CDM Pekao, jest optymistą, jeśli chodzi o koniunkturę na GPW. Spodziewa się zwyżek zarówno w krótkim terminie (kilka tygodni), jak i w perspektywie drugiej połowy roku. – Popyt kreować będą przede wszystkim TFI, jak i inwestorzy indywidualni – jedni i drudzy zmuszeni do realokowania aktywów przez malejącą atrakcyjność obligacji skarbowych i depozytów – uważa analityk. Nie jest odosobniony w swojej opinii. Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI, zwraca uwagę, że pierwszy raz od lat 2002–2003 mamy do czynienia z sytuacją, kiedy oprocentowanie lokat spadło tak gwałtownie, że Polacy mogą w masowej skali zacząć się rozglądać za alternatywami. – Dobrze oprocentowane depozyty dają obecnie 4 proc. zysku rocznie, podczas gdy historyczna granica „bólu" wynosiła 5 proc. To znaczy, że przy spadku oprocentowania lokat już do poziomu 5 proc. gros osób podejmowało ryzyko i zaczynało inwestować – zwraca uwagę ekspert.
To nie koniec zwyżek
Do jakiego poziomu wzrosną indeksy? Marcin Materna uważa, że bariera 2600 pkt na WIG20 jest w zasięgu rodzimych graczy. – Na rynku krajowym inwestorzy coraz optymistyczniej patrzą w przyszłość. Z jednej strony silny spadek stóp procentowych (oraz perspektywa ich kolejnej obniżki) przy rekordowo wysokich dywidendach korzystnie wpływa na zainteresowanie giełdą, z drugiej strony – pojawiają się coraz silniejsze głosy, że planowanego przejęcia części środków z OFE przez ZUS nie da się przeprowadzić w zgodzie z konstytucją. Czynniki te wskazują, że w najbliższych czasie prawdopodobieństwo kontynuacji wzrostów jest wysokie – zauważa analityk MIllennium DM. Roland Paszkiewicz posuwa się znacznie dalej. – GPW w swojej, niestety jeszcze krótkiej, historii wyznacza szczyty regularnie co 6–7 lat. Jeśli ta regularność zostanie utrzymana, to na początku przyszłego roku WIG możemy testować szczyt z 2007 r. Oznacza to, że w wersji optymistycznej przed nami jeszcze 40 –proc. wzrost. – prognozuje ekspert CDM Pekao.