Miniony tydzień nie wytrącił kursów akcji na warszawskiej giełdzie ze stanu nużącego marazmu. Nuda najbardziej daje się we znaki posiadaczom akcji największych spółek. WIG20 już od prawie ośmiu miesięcy tkwi w trendzie bocznym, który przybrał postać obszernego trójkąta. Zamiast przymierzać się wreszcie do rozpoczęcia hossy wzorem zachodnich indeksów, WIG20 tkwi mniej więcej w połowie obszaru owego trójkąta. Na dobrą sprawę wybicie dołem (czyli de facto kontynuacja bessy) jest więc równie prawdopodobne jak wybicie w górę. Dawno już nie było tak rzucającej się słabości akcji dużych firm na tle hossy na giełdach zachodnich, z amerykańską na czele.

Inaczej wygląda oczywiście sytuacja na szerokim rynku, gdzie na początku roku małe spółki dały pokaz siły. Niestety i tutaj w ostatnich tygodniach zapał do kupowania akcji wyraźnie przygasł. Indeks sWIG80 utknął w konsolidacji. Pytanie, jakie zadawać mogą sobie zwolennicy analizy technicznej, brzmi: Czy owa konsolidacja nie jest przypadkiem złowieszczą formacją podwójnego szczytu, której realizacja doprowadziłaby do osunięcia się indeksu „maluchów" do około 9500 punktów (poziom ostatnio notowany na początku lutego)?

Nie jest to jednak jedyny możliwy scenariusz. Dla optymistów trwająca od połowy lutego konsolidacja może być równie dobrze jedynie płaską korektą wcześniejszej fali zwyżkowej, a więc etapem przejściowym przed kontynuacją hossy i wznowieniem marszu ku ubiegłorocznym szczytom. O tym, która interpretacja jest słuszna, zadecyduje kierunek wybicia z konsolidacji. Jej dolną granicą jest 10 tys. pkt, a górną – prawie 11,6 tys. pkt.

[email protected]