Środa była już ósmym z rzędu dniem aprecjacji dolara wobec euro. To jeden z coraz liczniejszych przejawów narastającej awersji inwestorów do ryzyka, związanej głównie z niepewnością polityczną w Europie. Awersję tę odzwierciedla też m.in. spadek rentowności niemieckich obligacji 10-letnich do rekordowo niskiego poziomu 1,5 proc., z 2,1 proc. jeszcze w połowie marca, i równie mocny spadek rentowności analogicznych papierów amerykańskich.
Już szóstą sesję z rzędu zniżkował wczoraj amerykański indeks blue chipów DJIA, co jest najdłuższą taką jego passą od rynkowej paniki z sierpnia ub.r. Wciąż jednak jest o 5,2 proc. powyżej poziomu z początku roku, w przeciwieństwie do paneuropejskiego wskaźnika Stoxx 600, którego tegoroczna stopa zwrotu zbliża się do zera po wczorajszym spadku o 1 proc. Mimo to większość analityków wątpi, aby na głównych giełdach szykowała się głęboka korekta. Jednocześnie nie wierzą, że niepewność polityczna szybko zniknie, otwierając drogę do odbicia cen aktywów uważanych za ryzykowne. – Zanim stanie się jasne, że ponownie uda się uniknąć wypadku w Grecji, inwestorzy nie odzyskają raczej apetytu na ryzyko – ocenia Christoph Rieger, główny strateg ds. stóp procentowych w Commerzbanku. A na taką klarowność trzeba poczekać.
Grecja bliżej secesji
W tych dniach rozstrzygnie się, czy układ sił w greckim parlamencie po weekendowych wyborach pozwoli na utworzenie nowego rządu, a jeśli tak, to czy opowie się on za kontynuacją polityki cięć budżetowych w zamian za międzynarodową pomoc. Jeśli nie, potrzebne będą nowe wybory, które odbędą się najprawdopodobniej w połowie czerwca. A i one nie zagwarantują, że rząd zostanie wyłoniony. – Wrażliwość rynków na ewolucję sytuacji politycznej w Grecji odzwierciedla to, że zdecydowanie wzrosło prawdopodobieństwo wystąpienia tego kraju ze strefy euro, co stanowiłoby poważne zagrożenie dla stabilności finansowej na świecie – twierdzi Lee Hardman, ekonomista z Bank of Tokyo-Mitubishi.
– Reakcja rynków na wyniki wyborów w Grecji jest jak dotąd zaskakująco spokojna, biorąc pod uwagę wzrost ryzyka, że jeszcze w tym roku kraj ten opuści strefę euro – wtóruje mu John Higgins, strateg rynkowy z firmy analitycznej Capital Economics. Według niego inwestorzy nie panikują, bo nie sądzą, aby secesja tak małej gospodarki jak Grecja była dla eurolandu poważnym wstrząsem. Ryzyko, że w jej ślady pójdą duże kraje, jak Hiszpania czy Włochy, jest zaś znikome. Mimo to nerwowość na rynkach według Higginsa nasili się, gdy Ateny zbliżą się do wyjścia z unii walutowej. Najbardziej zauważalne ma to być na rynku walutowym: za dolara pod koniec roku zapłacimy według Capital Economics zaledwie 1,1 USD, w porównaniu z 1,29 USD obecnie.
Analitycy wierzą w Wall Street
Ta pesymistyczna wizja nie jest jednak powszechna. Analitycy Credit Suisse wskazują na przykład, że choć ryzyko wystąpienia Grecji z eurolandu wzrosło, to wciąż wynosi zaledwie 15 proc. Inni eksperci wskazują, że panika na europejskich rynkach jest mało prawdopodobna, bo akcje są tam już tanie, a wyceny aktywów bezpiecznych wyśrubowane. Przykładowo, główny indeks giełdy w Madrycie jest dziś na poziomie najniższym od września 2003 r. Także Stoxx 600, pomimo zwyżki o niemal 27 proc. między wrześniem ub.r. a marcem, jest bliżej kryzysowych minimów niż przedkryzysowych szczytów.