Jaka jest skuteczność rekomendacji dla spółek giełdowych? Sprawdziliśmy. Przeanalizowaliśmy raporty krajowych analityków sprzed roku. Z ich lektury wynika, że bywa z tym różnie. Niektóre rzeczywiście się sprawdziły, ale nie brakuje też takich, które mocno rozminęły się z rynkową rzeczywistością.
46 proc. nietrafiona
Na 145 rekomendacji wydanych od połowy października do końca listopada ubiegłego roku, 46 proc. okazało się trafnych. Pod lupę wzięliśmy zarówno zalecenia analityków, jak i ceny docelowe (założyliśmy 15-proc. margines błędu).
– Rekomendacje mają największy wpływ na kurs w czasach prosperity, szczególnie w okolicach szczytu hossy. Wtedy wartość zleceń od inwestorów indywidualnych jest relatywnie duża – uważa Renata Miś z Infinity8. W ocenie analityka, w sytuacji gdy rynek jest mało ciekawy, obroty zamierają, to rekomendacje nie robią wrażenia na inwestorach – Ci z „dawców kapitału", którzy przetrwali, są już zapewne mądrzejsi i nie podejmują decyzji inwestycyjnych na podstawie opinii innych – dodaje.
Rynek wie swoje
Dużą niespodziankę sprawiła analitykom spółka odzieżowa LPP, której kurs poszybował w ciągu ostatniego roku prawie 100 proc. z okolic 2?tys. do 4?tys. zł. Przed rokiem większość analityków nie bardzo wierzyła w aż tak duży potencjał spółki – większość rekomendacji brzmiała „neutralnie" z ceną docelową w przedziale 2160–2263 zł (trzy rekomendacje). Jedynie analitycy DI BRE rekomendowali kupno, choć ich cena docelowa na poziomie 2300 zł i tak znacząco odbiega od aktualnej ceny rynkowej. Analitycy jednego z biur maklerskich uzasadniali swoją rekomendację tym, że wyniki spółki w 2012 roku będą obciążone wysokimi kosztami operacyjnymi oraz ogólnym spadkiem popytu wśród konsumentów. Spółka na trudnym rynku jednak sobie poradziła i z kwartału na kwartał notuje coraz lepsze wyniki.
Jesienią 2011 roku kilka biur maklerskich nie widziało też potencjału w akcjach Lotosu, zalecając pozbywanie się walorów spółki. W raportach wyceniano papiery na 20–24 zł, gdy na rynku za akcję koncernu płacono 26–28 zł. Swoje wyceny analitycy argumentowali m.in. tym, że zadłużony Lotos nie będzie w stanie wypłacać znaczących dywidend ani uruchamiać nowych inwestycji, które potencjalnie mogłyby kreować nową wartość dla spółki. Kto z inwestorów nie posłuchał tych zaleceń i postąpił odwrotnie, nie ma czego żałować. Od tamtych rekomendacji akcje Lotosu zdrożały o 25–30 proc.