Wszyscy szukamy następcy Sasnala

Inwestowanie w sztukę lub antyki to gra. Warto znać jej zasady i rynkowe zagrożenia. Warto odróżniać fakty od marketingu stosowanego przez rynek

Aktualizacja: 13.02.2017 04:07 Publikacja: 11.12.2012 10:57

Marta Kochanek-Zbroja (ur. 1979) sprzedaje obrazy średnio po ok. 3,5- 5 tys. zł. Dzieła najmłod-szyc

Marta Kochanek-Zbroja (ur. 1979) sprzedaje obrazy średnio po ok. 3,5- 5 tys. zł. Dzieła najmłod-szych artystów najlepiej kupować w autorskich galeriach, które dbają o wysoki poziom oferty.

Foto: Archiwum

Od czego zależy cena antyku lub dzieła sztuki? Generalnie od zamożności społeczeństwa, od tego, ile jesteśmy w stanie wydać na interesujące nas przedmioty. Na przykład są kilkusetletnie atlasy, zamieszczono w nich miedziorytnicze mapy lub widoki europejskich miast. Widok Warszawy zawsze będzie istotnie tańszy niż pochodzący z tej samej księgi widok np. Paryża. Zamożny Francuz jest w stanie zapłacić zdecydowanie więcej za widok swojej stolicy. Dodatkowo o panoramę Paryża na światowej aukcji będzie walczyć nie tylko bogaty Francuz, ale także np. Japończyk, Turek lub Szwed.

Polonika kupujemy tylko my! Dlatego pierwodruk „Pana Tadeusza" zawsze będzie zdecydowanie tańszy niż pierwodruk np. „Alicji w krainie czarów". Jesteśmy lokalnym rynkiem. Handel sztuką i antykami to bodaj jedyna branża naszej gospodarki, do której nie weszli zachodni inwestorzy, ponieważ ocenili skromny popyt i mizerne zyski.

Wzrost ceny, mówiąc w koniecznym skrócie, zależy przede wszystkim od stopnia bogacenia się społeczeństwa. Rzetelni, fachowi antykwariusze mówią wprost, że kupowanie obrazów to inwestycja dla wnuka. Ja kupię, a wnuk za ćwierć wieku sprzeda i dobrze na tym zarobi. Przez ćwierć wieku Polska wzbogaci się na tyle, że jej obywatele będą w stanie zapłacić więcej za dzieła narodowej sztuki. Oczywiście wzrost zależy także od doraźnych czynników, m.in. od mody czy agresywnego marketingu itp. Chodzi nam jednak o stabilny wzrost, a nie chwilowe kaprysy.

Co najczęściej trafia na aukcje?

Przy zakupach inwestycyjnych szacujemy koszty zakupu, przechowywania i sprzedaży. Na inwestycję nadają się najrzadsze, najwybitniejsze obrazy. Wysokiej klasy dzieła dostępne są na aukcjach. Do wylicytowanej ceny dziś dopłacamy ok. 15 proc. tzw. kosztów organizacyjnych. Zapłacimy za przechowywanie cennego obrazu (konserwacja, monitoring, zabezpieczenia techniczne, koszty ubezpieczenia). Przy sprzedaży uzyskana na aukcji cena pomniejszona zostanie o marżę domu aukcyjnego.

Zysk zależy od sprzedaży w sprzyjającym momencie. Ostatnie lata kryzysu pokazały, że zamożni rodacy, choć mają pieniądze, zdecydowanie mniej wydają na sztukę. Obrazy jako towar mają niską płynność. Nawet muzealnej klasy dzieło sztuki będziemy oferować kilka tygodni lub miesięcy.

To krótka charakterystyka ogólnych mechanizmów. Jak wygląda rynek? Na aukcjach najczęściej sprzedawane są obrazy. Osiem domów aukcyjnych regularnie organizuje licytacje malarstwa i rzemiosła artystycznego. Domy aukcyjne oraz część antykwariatów i galerii zrzeszona jest w Stowarzyszeniu Antykwariuszy Polskich (www.antykwariusze.pl). W sumie jest to ok. 100 firm. Większość galerii i antykwariatów pozostaje poza organizacją. Według szacunków jest to ok. 250–300 firm. Największym portalem o krajowym rynku sztuki jest Artinfo.pl.

Trudno ocenić, jaki jest finansowy potencjał rynku malarstwa. Od lat niektóre licytacje są fikcyjne, a podawane ceny nieprawdziwe. Alarm w tej sprawie podniósł przed laty wybitny kolekcjoner, ceniony profesor prawa Jerzy Stelmach. Problem potwierdził ówczesny prezes SAP dr Jerzy Huczkowski, który w 2000 roku udzielił „Rzeczpospolitej" wywiadu pt. „Fikcyjne sprzedaże niszczą rynek". W styczniu 2011 r. Jerzy Stelmach w wywiadzie dla „Rz" powiedział, że niektóre, zwłaszcza rekordowe transakcje i ceny, nadal są fikcją.

Kupujący, inwestor zwłaszcza, najpierw powinien obserwować rynek, zyskać wiele źródeł informacji o cenowych grach i innych zagrożeniach, np. falsyfikatach. Nie może się opierać  na sensacyjnych doniesieniach prasy lub stronniczych informacji sprzedających.

Doskonale działa rynek numizmatów. One najbardziej nadają się dziś na zakupy inwestycyjne. W czołówce są dwie firmy. Warszawskie Centrum Numizmatyczne (www.wcn.pl) działa 21 lat, prowadzi ogólnie dostępne internetowe archiwum notowań. Pozwala ono na analizę wzrostu cen poszczególnych nominałów, uchwycenie rynkowych tendencji, zawiera opis ponad 112 tys. pozycji.

Rynek numizmatów jest przejrzysty. Stosowane są na nim te same kryteria oceny i wyceny, jak na dojrzałych, zachodnich rynkach. Wzrost ceny często gwarantuje sam kruszec. Skokowy wzrost następuje przede wszystkim z uwagi na wartość historyczną, patriotyczną, rzadkość, stan zachowania i udokumentowaną proweniencję numizmatów.

Na niedawnej aukcji Warszawskiego Antykwariatu Numizmatycznego Pawła Niemczyka (www.numizmatyka.waw.pl) rekordowo sprzedano numizmaty ze słynnych w świecie kolekcji, np. jedyny egzemplarz przedwojennej polskiej dwugroszówki odbity w złocie, pochodzący z kolekcji króla Egiptu Faruka. Na 800 tys. zł wyceniono jedyny zachowany medal toruński wagi 50 dukatów z 1658 roku. Od 200 lat fachowa literatura opisuje i reprodukuje ten unikat. To klasyczny obiekt muzealny. Nic dziwnego, że zapłacono za niego blisko 1,2 mln zł.

Co jest gwarancją rozwoju rynku numizmatów? Kolosalna liczba klientów! Numizmaty w cenie do 5 tys. zł stale kupuje kilkadziesiąt tysięcy klientów. Oni stopniowo awansują do wyższych grup cenowych. W przyszłym roku bodźcem do rozwoju branży będzie otwarcie w krakowskim Muzeum Narodowym Europejskiego Centrum Numizmatyki Polskiej.

Kolejna rozwojowa branża to rynek zabytkowych książek, rękopisów, map i plakatów. Mimo kryzysu obroty na aukcjach stale rosną. Kolekcjonerzy lub inwestorzy mają świadomość, że zwłaszcza zabytkowe białe kruki uległy zniszczeniu. Nigdy ich nie przybędzie. Najwyższe ceny (50–200 tys. zł) osiągają idealne stany z dobrą proweniencją. Cena wywoławcza nierzadko rośnie dziesięć razy lub więcej.

Zarobek na polskich abstrakcjonistach

Na koniec podam pomysł, jak zarobić na inwestowaniu w obrazy. Inwestycja jest udana, jeśli coś obiektywnie cennego kupimy za bezcen. Kolekcjoner Bogdan Jakubowski na początku lat 90. zadał sobie pytanie: co stało się z obrazami największych polskich współczesnych artystów, które wystawiano na Zachodzie w czasach PRL?

Z naukową precyzją zebrał informacje o wystawach. Systematycznie odwiedzał galerie w świecie. Pytał o dzieła polskich abstrakcjonistów, np. Henryka Stażewskiego, Tadeusza Kantora, Jana Lebensteina, Edwarda Krasińskiego, Marii Jaremy. Polscy antykwariusze szukali wtedy po świecie tylko modnych malarzy z Ecole de Paris. On jeden pytał o abstrakcję! Okazało się, że polskie obrazy od kilkudziesięciu lat leżą zapomniane na strychach galerii. Zwykle pozostawały w świecie, ponieważ zbyt kosztowne było odesłanie ich po wystawie do Polski.

Jakubowski kupował te dzieła za grosze. Stworzył kolekcję, którą od 2004 r. jako stały depozyt prezentuje Muzeum Narodowe w Gdańsku. Wybrane dzieła sprzedał z zyskiem, nie czekał ćwierć wieku, bo szybko przyszła moda na abstrakcję. Kolekcja sama zarabia na siebie.

Co dziś można kupić tanio? Sztukę najmłodszych! Tylko jak znaleźć następcę modnego i drogiego Wilhelma Sasnala.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?