Jednak ciężko wskazać istotną fundamentalną przesłankę tak silnych zwyżek na warszawskim parkiecie, no może oprócz ogromnych zaległości GPW do giełd zagranicznych. Zapewne pomógł Fed, który zwiększył wcześniejszy program luzowania ilościowego do 85 mld USD i uzależnił jego kontynuację od wskaźników makro (stopa bezrobocia 6,5 proc. i projekcja inflacji 2,5 proc.). Wszystko wskazuje na to, że zwyżki napędzają polscy inwestorzy i fundusze, wcześniej pozostający poza rynkiem i teraz próbujący gonić uciekającą hossę. Tak wysokie poziomy optymizmu muszą przynieść korektę, kiedy inwestorzy rozpoczną realizację znacznych zysków po pojawieniu się złych wieści w mediach. Tymczasem wielu niedowiarków i pozostających poza rynkiem dołącza do kupujących. Udział byków przekroczył 60 proc. Jest to poziom najwyższy od połowy marca 2012 roku. Tak optymistyczne nastroje wśród inwestorów indywidualnych utrzymują się już przez trzy tygodnie. Obecnie przewaga optymistów nad pesymistami to aż 42,1 pkt proc. – najwięcej od QE3. Wzrost liczby byków odbył się głównie kosztem inwestorów wcześniej określających się jako neutralni. Apetyt na ryzyko jednak rośnie, a jest on potęgowany uczuciem żalu spowodowanym niewykorzystaniem szansy i obserwowaniem silnie zwyżkujących indeksów. W swojej półtorarocznej historii indeks INI wskazał już niejednokrotnie sygnał skrajnego pesymizmu (wyprzedania rynku) oraz hurraoptymizmu (wykupienia rynku), co było dobrym okresem do odpowiedniego akumulowania akcji i realizowania zysków. Tym razem sytuacja może być inna. Powód? Być może w końcu mamy trend wzrostowy i oscylatory techniczne (również wskaźniki kontrariańskie) długo pozostają w strefie wykupienia.
Komentarz do wyników INI z tygodnia zakończonego 13 grudnia Łukasz Porębski, wiceprezes SII