Przyspieszenie zwyżki kursów małych spółek, mimo wyraźnej zadyszki w segmencie blue chips, w coraz większym stopniu kontrastuje z danymi makro z polskiej gospodarki. Do opublikowanego przed tygodniem fatalnego odczytu produkcji przemysłowej w grudniu (-10,6 proc. r/r i -5,1 proc. r/r po wyeliminowaniu czynników sezonowych) doszły w mijającym tygodniu równie kiepskie dane o sprzedaży detalicznej, która zmalała o 2,5 proc. w skali roku.
Wobec tych odczytów nie ma już żadnych wątpliwości, że IV kwartał 2012 r. był jeszcze gorszy niż i tak już słaby III kwartał, kiedy roczny wzrost PKB wyniósł zaledwie 1,4 proc. Można podejrzewać, że polska gospodarka niebezpiecznie zbliżyła się do recesji. Prawdopodobnie był to kwartał najgorszy od I kw. 2009 r., kiedy to roczna zwyżka PKB zmalała do nikłych 0,4 proc.
To z kolei sprawia, że rozpoczynający się niebawem sezon publikacji wyników finansowych spółek giełdowych będzie stać pod znakiem dalszego pogorszenia (sezon będzie mocno rozciągnięty w czasie – aż do 21 marca – ze względu na to, że część spółek poda tylko raporty roczne). I nie mówimy tu o wynikach wielkich spółek typu Orlen czy KGHM, gdzie większe znaczenie niż stan gospodarki mają czynniki takie jak wahania kursów walut lub cen na rynkach światowych, lecz o szerokiej rzeszy średnich i małych firm. Zgodnie z trendem widocznym już w poprzednich kwartałach można oczekiwać szybkiego spadku odsetka spółek poprawiających wyniki oraz jednoczesnego skoku w górę odsetka firm generujących straty.
Kontrarianie się cieszą
Wszystkie te czynniki na pierwszy rzut oka mogą być powodem do wieszczenia rychłego załamania giełdowej zwyżki. Taki sposób interpretacji wydarzeń wydaje się jednak zbyt powierzchowny, nie biorący pod uwagę potwierdzonej historycznie zdolności rynku akcji do dyskontowania oczekiwanych zjawisk w gospodarce. W moich analizach często daję wyraz typowo kontrariańskiemu, nieco przewrotnemu podejściu, które można by podsumować w ten sposób: im gorzej (jeśli chodzi o twarde dane makro), tym lepsze długoterminowe okazje dla inwestorów giełdowych.
Aby przełożyć te ogólne twierdzenia na konkrety, przyjrzyjmy się uważnie najnowszym danym o sprzedaży detalicznej. Spadek jej rocznej dynamiki pod kreskę przypomina luty-marzec 2009 r., kiedy to w reakcji na kryzys finansowy na Zachodzie i kryzys zaufania w systemie międzybankowym polscy konsumenci przykręcili kurek z pieniędzmi, sprowadzając roczną dynamikę sprzedaży detalicznej do -1,6 proc. r/r. Wcześniej ze spadkiem sprzedaży w ujęciu rok do roku mieliśmy do czynienia w marcu-kwietniu 2005 r. (to przypadek szczególny związany z efektem wysokiej bazy porównawczej wywołanej przez akcesję do UE), marcu 2003 r. oraz w lutym 2001 r.