Przy słabej koniunkturze nie jest łatwo o tanią ofertę

Ubiegłoroczni debiutanci za przeprowadzone oferty zapłacili w sumie ponad 58 mln zł. Średni koszt nie przekroczył 8 proc. wartości całej IPO i 11 proc. nowej emisji. Czy przy tak trudnym rynku opłaca się wchodzić na giełdę?

Aktualizacja: 15.02.2017 03:57 Publikacja: 25.03.2013 10:36

Wojciech Sobieraj

Wojciech Sobieraj

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Na rynku pierwotnym już od kilkunastu miesięcy panuje głęboki marazm. Od początku 2013 r. na GPW weszły tylko dwie spółki. Z kolei w całym 2012 r. mieliśmy 19 debiutów. Firmy sprzedały akcje za 3,3 mld zł – w tym ponad 1 mld zł stanowiły nowe papiery. Za przeprowadzone oferty firmy zapłaciły łącznie ponad 58 mln zł. Najwięcej wydał Alior Bank. Łączne koszty oferty przekroczyły 24 mln zł. Jednak – ze względu na dużą wartość IPO – w ujęciu procentowym spółka ta wypada znacznie lepiej niż większość pozostałych debiutantów. W jej przypadku koszty stanowiły bowiem tylko 1,17 proc. całej oferty i 3,5 proc. wartości nowej emisji. Tymczasem średnia dla wszystkich ubiegłorocznych debiutantów wynosi odpowiednio: 7,6 proc. oraz niecałe 11 proc.

58 mln zł wydali łącznie ubiegłoroczni debiutanci na przeprowadzenie ofert publicznych

Kto jeszcze słono zapłacił?

Sporo pieniędzy, w ujęciu wartościowym, na   przeprowadzenie oferty publicznej wydał też ZE PAK. Podał wstępnie, że koszty nie przekroczą 10 mln zł (prawie 1,5 proc. oferty). Podkreślił zarazem, że kwota ta nie obejmuje kosztów poniesionych przez Skarb Państwa, który sprzedawał akcje podczas IPO. Maksymalny koszt, przypadający na jedną sprzedawaną akcję, miał wynieść 0,38 zł. Czy rzeczywiście tak było? Niestety, spółka nie podała jeszcze ostatecznych danych w rozbiciu na poszczególne pozycje. Obiecała jesienią, że zrobi to po otrzymaniu i zaakceptowaniu wszystkich faktur od podmiotów zaangażowanych w pracę nad IPO. Inwestorzy wciąż na to czekają.

Słono za przeprowadzenie oferty zapłaciły też dwie inne spółki – Work Service oraz Czerwona Torebka. O ile jednak w przypadku Alior Banku i ZE PAK procentowy udział kosztów w ofercie jest relatywnie niski, o tyle w przypadku Work Service i Czerwonej Torebki – już nie. Ta pierwsza sprzedała akcje za 31 mln zł. Zapłaciła za to ponad 6,7 mln zł. Koszty stanowiły więc aż 22 proc. całej oferty. Firma ta była jedną z nielicznych, które zdecydowały się na zatrudnienie subemitentów. Tylko ta pozycja kosztowała ją 1,4 mln zł. W przeliczeniu na jedną sprzedawaną akcję koszty IPO wyniosły 1,32 zł.

Oferta mała, a wydatek duży

Jeszcze więcej, bo aż 1,74 zł na papier, wyniosły koszty oferty w Czerwonej Torebce. W sumie spółka ta wydała prawie 4,7 mln zł. To 25 proc. całej IPO. Odsetek jest tak duży, bo wartość oferty okazała się niska. Początkowo firma miała apetyt na ponad ćwierć miliarda złotych. Tymczasem sprzedała akcje za niespełna 19 mln zł. Czy w takiej sytuacji opłaca się wchodzić na giełdę?

– Nawet jeśli firmie nie uda się pierwotnie uzyskać zakładanych wpływów z emisji, to stając się spółką publiczną ma łatwiejszy dostęp do kapitału w przyszłości ze względu na  mniejsze wymogi formalne oraz rozpoznawalność wśród inwestorów. Oczywiście zarządy muszą same ocenić, czy biorąc pod uwagę ryzyko związane z ujawnieniem informacji i uciążliwymi wymogami informacyjnymi, jest to dla ich firmy właściwy ruch – mówi Grzegorz Borodiuk, ekspert z KBC Securities.

Duży rozrzut w kwestii kosztów oferty wynika też z zakresu usług. – Stworzenie prospektu, jak również wynagrodzenie doradców przy debiucie (dom maklerski, audytor, kancelaria prawna) jest relatywnie stałym i przewidywalnym wydatkiem. Znacznie na koszty mogą wpłynąć też koszty promocji w mediach i umowy dodatkowe, jak np. gwarancja dojścia IPO do skutku (a co za tym idzie wynagrodzenie subemitenta), czy umowa o stabilizację kursu – wymienia Piotr Smoleń, prezes Turbine Asset Management.

Zaskakująco niskie koszty oferty zaraportował Solar. Za sprzedaż akcji o wartości 156 mln zł zapłacił niespełna 0,6 mln zł. To mniej niż 0,4 proc. całej IPO oraz zaledwie 0,05 zł w przeliczeniu na jedną oferowaną akcję. Czy aby na pewno były to wszystkie koszty? Raczej nie. Z prospektu emisyjnego wynika, że prowizja za plasowanie akcji miała wynieść 2–2,2 proc. (czyli ponad 3 mln zł). To by oznaczało, że całkowite koszty oferty były dużo wyższe, a pozostałe ponad 2 mln zł zostało po prostu pokryte z kieszeni właścicieli.

Nie warto oszczędzać na jakości

Eksperci podkreślają, że bardzo często relatywnie droższy doradca gwarantuje skuteczne uplasowanie emisji przy lepszej wycenie. A to kończy się niższym kosztem IPO, pomimo wyższej stawki godzinowej. – Porządne przygotowanie prospektu musi zająć kilkaset lub ponad nawet tysiąc godzin pracy, podobnie jak audyt sprawozdań finansowych. Wartości te zależą od stopnia skomplikowania spraw emitenta, niekoniecznie zaś od wielkości oferty. Zwykle więc im większa oferta, tym niższy jest procentowy udział takich kosztów. Jeżeli są one zbyt niskie, miałbym wątpliwości co do rzetelności prospektu – mówi mecenas Jacek Jonak, partner zarządzający w Jonak Kancelaria Prawna. Równie ważny co wybór doradcy jest odpowiedni moment oferty. Jak wskazuje Smoleń, interesująca IPO Czerwonej Torebki musiała konkurować z emisją Aliora, co skończyło się niską aktywnością inwestorów w budowaniu księgi popytu.

Czy w obliczu tak trudnej koniunktury spółkom – szczególnie tym nie największym – opłaca się debiutować na giełdzie? – Wejście na rynek publiczny w przypadku małych spółek, choć wiąże się ze znacznymi kosztami, posiada również swoje zalety. Obowiązki informacyjne ciążące na spółkach publicznych czynią je bardziej rozpoznawalnymi i jednocześnie przejrzystymi w oczach wierzycieli bądź potencjalnych udziałowców – zwraca uwagę Jerzy Nikorowski, analityk Biura Maklerskiego BNP Paribas Polska.

[email protected]

Wojciech Sobieraj, prezes Alior Banku

Ta spółka wydała najwięcej – bo ponad 24 mln zł. To nie powinno jednak dziwić, bo IPO Aliora było największą ofertą prywatnej spółki w historii warszawskiej giełdy. W przeliczeniu na jedną sprzedawaną akcję koszty oferty wyniosły 0,67 zł.

Katarzyna Muszkat, prezes ZE PAK

Spółka zadebiutowała na GPW jesienią 2012 r. Zasygnalizowała wtedy, że koszty oferty nie powinny przekroczyć 10 mln zł. Obiecała, że szczegóły poda później. Jeszcze tego nie zrobiła, mimo że od debiutu minęło już prawie pięć miesięcy.

Tomasz Hanczarek, prezes Work Service

Ze sprzedaży nowych akcji spółka pozyskała brutto około 30,7 mln zł. Tymczasem koszty przeprowadzenia oferty przekroczyły 6,7 mln zł. Stanowiły około 22 proc. całego IPO, a w przeliczeniu na jedną sprzedawaną akcję wyniosły średnio 1,32 zł.

Ireneusz Kazimierczyk, prezes Czerwonej Torebki

Spółka z portfela Mariusza Świtalskiego zadebiutowała na GPW pod  koniec grudnia. Sprzedała znacznie mniej akcji, niż pierwotnie planowała. Koszty przeprowadzenia oferty wyniosły około 4,7 mln zł. Stanowiły aż 25 proc. całej IPO.

Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?
Analizy rynkowe
Czy Święty Mikołaj zawita w tym roku na giełdę?