Akcje będą drożeć. W tym roku pójście pod prąd się nie opłaca

Tegoroczni zdobywcy Złotych Portfeli nie mają problemów ze znalezieniem argumentów za hossą. Być może, gdybyśmy ich zapytali o argumenty za bessą, również z łatwością by je znaleźli. Tak czy inaczej, podczas naszej debaty nawet zarządzający od obligacji postawili na akcje.

Aktualizacja: 15.02.2017 03:08 Publikacja: 01.04.2013 22:04

uczestnicy debaty

uczestnicy debaty

Foto: Archiwum

Piotr Zając [P.Z.]: Poszukajmy argumentów za kontynuacją hossy na GPW. Czy ostatnia decyzja Rady Polityki Pieniężnej o obniżeniu stopy referencyjnej do 3,25 proc. jest jednym z nich?

Kamil Gaworecki [K.G.]: Historia podpowiada, że obniżka stóp przekłada się na przepływ kapitału w kierunku bardziej ryzykownych aktywów, więc teraz również powinniśmy obserwować taki ruch. Jest to o tyle bardziej prawdopodobne, że zeszłoroczne stopy zwrotu z rynku akcji rzędu 20–30 proc., powinny zachęcać inwestorów do lokowania kapitału na giełdzie. Trudno sobie przecież wyobrazić, żeby w tym roku, przy stopach zwrotu rzędu 3–4 proc. na funduszach obligacji, kapitał napływał właśnie tam.

Jan Morbiato [J.M.]: Ale w ostatnich miesiącach kapitał płynął do funduszy obligacji.

K.G.: Przepływ środków na parkiet nie nastąpi z dnia na dzień. Trzeba pamiętać, że wysokie zyski z akcji muszą się utrzymywać kilkanaście miesięcy, żeby inwestorzy faktycznie zaufali rynkowi i hojniej sypnęli groszem. Na razie nie widać znaczących napływów środków. Czwarty kwartał 2012 r. był niezły pod tym względem, ale aktualna sytuacja pokazuje, że ludzie wciąż się boją giełdy.

Krzysztof Izdebski [K.I.]: Teraz mamy taką sytuację, że historycznie stopy zwrotu z obligacji są dobre, ale po obniżce stóp mogą się kształtować w okolicy 3–4 proc. W perspektywie dwóch kwartałów, kiedy klienci zobaczą, że stopa zwrotu zarówno z depozytów, jak i funduszy obligacji to zaledwie 3 proc., a fundusze akcyjne będą wciąż pokazywać dobre wyniki – pieniądz może popłynąć na giełdę szerszym strumieniem.

Tomasz Bartnicki [T.B.]: Z punktu widzenia klientów funduszy obligacji czy pieniężnych, obniżki stóp w dłuższym horyzoncie są po prostu niekorzystne. Dlaczego? Niższe stopy oznaczają niższe rentowności, niższe rentowności oznaczają niższe zyski w przyszłych kwartałach, a nawet latach, zwłaszcza w zestawieniu ze spektakularną, ubiegłoroczną hossą na rynkach obligacji. Część klientów zostanie więc wypchnięta w kierunku bardziej ryzykownych aktywów, głównie w kierunku akcji. Niestety, będą to klienci, którzy wcale nie chcą się tam znaleźć, bo nie akceptują takiego ryzyka. Z własnych obserwacji wiem jednak, że część inwestorów, mimo spodziewanych niższych zysków, zostanie w funduszach pieniężnych. Oni są w stanie zaakceptować niższą stopę zwrotu. Kiedy oprocentowanie lokat zacznie spadać, zysk powyżej 4 proc. będzie relatywnie atrakcyjny.

J.M.: A zagranica nie zmienia swojej alokacji pod wpływem decyzji RPP?

T.B.: Po ostatniej obniżce stóp nie było widać żadnej rotacji.

Paweł Kowalski [P.K.]: Nawet jeśli przepływ kapitału nastąpi, to czynnikiem decydującym o kierunku trendu na polskim rynku akcji jest przede wszystkim to, co wydarzy się na świecie. Indeks S&P500 znajduje się przy historycznych szczytach. Jeśli uda mu się przebić wyżej, to może tchnąć więcej optymizmu w światowe rynki, również w polski.

P.Z.: A może zagranica czeka, aż na obniżkach stóp zaczną korzystać niektóre spółki i wtedy zwiększy zaangażowanie na naszej giełdzie?

K.G.: Jak dotąd zagranica zareagowała wyprzedażą akcji banków. W ciągu kilkunastu minut od komunikatu RPP doszło do wyraźnej korekty kursów akcji PKO BP i Pekao.

P.Z.: Decyzja RPP uderza bezpośrednio w banki, więc reakcja zagranicy jest dość zrozumiała. Ale co z innymi branżami?

K.G.: W średnim terminie obniżka stóp może pomagać małym i średnim spółkom. Z jednej strony będą one miały dostęp do tańszego kredytu. Z drugiej klienci funduszy, którzy wycofują się z bezpiecznych aktywów, celują zazwyczaj właśnie w ten segment – maluchów i średniaków. Robią to albo za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych, albo na własną rękę.

T.B.: Jeśli szukamy argumentów za hossą, to spójrzmy właśnie na mWIG40. Indeks ten jest lepiej skonstruowany niż zdominowany przez banki i kilka spółek surowcowych WIG20. Traktując mWIG40 jako przekrój całej polskiej gospodarki, można wysnuć wniosek, że ma się ona całkiem nieźle – indeks ten wspiął się niedawno na nowe szczyty.

P.Z.: A może będzie tak, że niskie stopy procentowe będą takim pierwszym biegiem, a unijne fundusze drugim?

Tomasz Gaszyński [T.G.]: Polska gospodarka cały czas czerpie duże korzyści z unijnego kapitału, więc nowe dotacje zapobiegną po prostu powstaniu dziury w wydatkach infrastrukturalnych. Można powiedzieć, że zachowamy status quo. Gorzej będzie, jak dotacje się skończą i taka dziura powstanie. Patrząc jednak na sytuację na naszym parkiecie, pomijając WIG20, który jest niekorzystnie skonstruowany, to mamy blisko 400 spółek, które już od kilku miesięcy zachowują się bardzo dobrze. Główną przyczyną zwyżek były napływy do funduszy zarówno inwestycyjnych, jak i emerytalnych. Te ostatnie zwiększają dość wyraźnie swoje zaangażowanie w akcje – teraz ich limit wynosi 38 proc. W tym kontekście wydaje mi się, że to nie zagranica, która koncentruje się na tych czołowych 20–30 spółkach, ale to właśnie przysłowiowy Kowalski będzie napędzał hossę na naszej giełdzie.

K.G.: W połowie 2012 r. OFE miały jakieś 20 mld zł wolnej gotówki. Po niecałym roku widać, jak przełożyło się to na wzrost kursu akcji małych i średnich spółek. Niestety, spora część tej nadwyżki została skonsumowana przez podaż na PKO BP i Pekao, co zmniejszyło apetyt OFE na zakupy.

J.M.: Tu pojawia się od razu kwestia reformy OFE. Niepewna jest przyszłość tych funduszy, co może generować duże ryzyko dla warszawskiego parkietu.

K.I.: A czy teraz mówi się o reformie OFE na Węgrzech? Była i nie ma. Chwilowa reakcja?rynku może być dość bolesna dla inwestorów,?ale po roku nikt nie będzie już o tym pamiętał.

T.G.: To zależy od skali ewentualnej reformy.?Im większa ingerencja rządu, tym gorzej dla?naszego rynku akcji. Zmniejszenie składki do zera oznacza nagły spadek popytu – jakieś 10 mld zł rocznie. Niższy popyt to niższe wyceny, a niższe wyceny to niższe stopy zwrotu dla wszystkich. Brak OFE oznacza też wyraźny spadek płynności, a wtedy fundusze inwestycyjne będą musiały szukać aktywów na innych rynkach.

K.I.: Pierwsza ingerencja rządu w sprawie?funduszy emerytalnych, czyli obniżenie?składki?dwa lata temu, miała zmniejszyć deficyt budżetowy. Teraz znów jest problem z deficytem i rząd znów może ingerować. Nie?wiem,?czy z politycznego punktu widzenia?to dobry czy zły ruch, ale z perspektywy inwestora będziemy mieć silne osłabienie naszej giełdy.

T.G.: Gdyby ta składka nie została obniżona za pierwszym razem, teraz mielibyśmy wyższe wyceny akcji. Po prostu więcej pieniędzy byłoby „wrzuconych" na polską giełdę.

J.M.: A brak OFE nie poprawiłby płynności na GPW? Fundusze emerytalne mało aktywnie handlują akcjami, a mimo to ich udziały w spółkach zalicza się do free-floatu.

T.G.: Nie, brak OFE drastycznie zbiłby wyceny spółek. Wtedy można by było kupić wszystko za bezcen. Do wyboru, do koloru (śmiech).

K.G.: Z perspektywy inwestora, który śpi na gotówce, to na pewno byłby moment do wejścia na rynek (śmiech).

P.Z.: Zmiany w OFE są naszym lokalnym czynnikiem ryzyka. Wracając do kwestii zagranicy, czy rozpad strefy euro już nam nie grozi?

P.K.: Sytuacja w strefie euro uspokoiła się po wrześniowej decyzji Europejskiego Banku Centralnego o uruchomieniu programu skupu obligacji (OMT). Tym samym ryzyko rozpadu strefy zostało od razu zdjęte ze stołu. Pytanie, czy ten temat powróci, a jeśli tak, to kiedy? Na razie wszyscy o tym zapomnieli i koncentrują się na gospodarkach światowych, które powoli wychodzą z kryzysu. W ostatnim tygodniu wszystkie oczy skierowane były na Cypr, który bez przyjęcia programu pomocowego ze strony trojki (KE, ECB, IMF) zagrożony był ogłoszeniem niewypłacalności. Mogło to skutkować opuszczeniem strefy euro. Dzięki osiągniętemu porozumieniu problem Cypru został na jakiś czas rozwiązany.

P.Z.: Hossa za oceanem to też zasługa drukowania pieniędzy w ramach polityki luzowania ilościowego (QE)?

K.G.: Rynek w USA jest na szczytach i na pewno w dużym stopniu jest to efekt drukowania pieniędzy. Trzeba jednak zauważyć, że zyski amerykańskich firm też są na szczytach, co zwiększa szanse na pokonanie historycznych maksimów przez S&P500.

T.B.: Uważam, że luzowanie monetarne miało znaczny wpływ na wycenę amerykańskich spółek. Ewentualne wycofanie się Fedu z tego programu, o czym ostatnio się mówi, byłoby bardzo niekorzystne dla rynków, mimo dobrych wyników amerykańskich spółek. Niskie stopy procentowe i skup obligacji jednak pompowały te kursy.

P.Z.: Czyli amerykańska gospodarka wciąż nie może zostać odłączona od państwowej kroplówki. A kiedy przyjdzie moment odłączenia?

K.G.: To musi być proces stopniowy. Fed wyraźnie zaakcentował, że ewentualny koniec QE3 uzależnia od stopy bezrobocia.

P.K.: Spójrzmy też na taką rzecz – kiedy S&P500 był przy historycznych szczytach w przeszłości, poziom bezrobocia w USA wynosił 5 proc. W tej chwili jest to ponad 7 proc., ale patrząc na szeroką stopę bezrobocia U6 (obejmuje m.in. osoby, które z przyczyn ekonomicznych pracują na część etatu, choć chciałyby na cały – red.), odsetek sięga około 14 proc. Ta gospodarka nie jest gotowa na to, by odłączyć wsparcie monetarne na ten moment.

P.Z.: A może musi pojawić się jakiś technologiczny przełom? Coś na miarę Internetu z początku XXI w.

T.G.: Takim motorem, który mógłby rozpędzić gospodarkę, byłyby niższe ceny surowców. Załóżmy, że Amerykanom udałoby się odzyskiwać ropę z łupków, wtedy moglibyśmy liczyć na spadek cen tego surowca, co mogłoby pobudzić gospodarkę amerykańską i cały świat. W końcu chodzi o najważniejszy surowiec na świecie.

K.I.: Dopóki konsumenci nie poczują się bezpieczni, będą oszczędzać. Co Amerykanin wie o bezrobociu w Europie? Jest duże. Kto więc będzie kupował produkty wytwarzane przez firmę, w której pracuje amerykański inżynier? Nawet jeżeli w jego firmie sytuacja się poprawia, on się nadal boi. Przed kryzysem lekceważył wszelkie złe sygnały płynące z gospodarki. Teraz odreagowuje, lekceważąc wszystkie dobre. Nawet jeżeli sytuacja gospodarcza obiektywnie jest coraz lepsza.

P.K.: Sytuacja w Polsce jest podobna. Polski konsument, zalewany informacjami o kryzysie, spowolnieniu gospodarczym, rosnącym bezrobociu, woli odkładać, a nie wydawać.

K.I.: Pamiętam artykuł sprzed ok. 2 lat, który ukazał się w „Financial Times". Jego wymowa sprowadzała się do stwierdzenia, że Polacy nie wiedzą o tym, iż jest kryzys, bo cały czas konsmują. Negatywne sygnały ze świata dotarły już?do przeciętnego Polaka. Nawet jeżeli ma się?dobrze, i tak ograniczy wydatki, na wszelki wypadek.

T.B.: Same niższe stopy procentowe nie będą miały pozytywnego wpływu na konsumpcję. Jeżeli bezrobocie rośnie, ludzie nie chcą wydawać więcej. Robią to, kiedy czują się bezpieczni, a czują się bezpieczni, kiedy mają pracę. Dopiero poprawa na rynku pracy spowoduje wzrost sprzedaży detalicznej. Mimo coraz liczniejszych opinii o tym, że Fed może się wycofać z luźnej polityki pieniężnej, jestem przekonany, że nie nastąpi to przed spadkiem bezrobocia w USA poniżej 6 proc. To może potrwać najbliższe dwa lata, a nawet dłużej.

J.M.: Ile zarobią w tym roku fundusze obligacji, hit sprzedażowy 2012 r., skoro polski dług skarbowy już nie drożeje?

K.I.: Ich zysk będzie równy średniej rentowności portfela obligacji funduszu, minus opłata za zarządzanie, plus/minus wynik z dodatkowego ryzyka podejmowanego przez zarządzających.

T.B.: Rentowności obligacji skarbowych to 3,2–4 proc. Średnia zapadalność portfela funduszu obligacji skarbowych to trzy lata, jego rentowność to ok. 3,5 proc. Jeżeli odejmiemy od tego opłatę za zarządzanie, dostajemy ok. 3 proc.

P.K.: Zawsze można coś ugrać na zmianach cen, powiedzmy więc, że 2–5 proc. to realne oczekiwanie zysku funduszu obligacji skarbowych.

J.M.: Takiego, który w zeszłym roku zarobił 15 proc.? Brzmi abstrakcyjnie, na pewno chcecie zaniżyć oczekiwania klientów, żeby ich potem pozytywnie zaskoczyć.

P.K.: Takie są realia. Jeżeli sytuacja na świecie się pogorszy i rentowności naszych obligacji jeszcze bardziej spadną (ich ceny wzrosną), to można oczekiwać wyższych stóp zwrotu. Na pewno jednak nie takich jak w ubiegłym roku.

K.I.: Kto powiedział, że nie jest możliwy czeski scenariusz i rentowności naszych obligacji nie spadną do 2 proc.? Umówmy się jednak, że prawdopodobieństwo takiego scenariusza jest bardzo niewielkie.

K.G.: Ubiegły rok bardzo rozpieścił inwestorów. Zarówno na rynku akcji, jak i obligacji. Trzeba teraz te oczekiwania trochę zbić. Zyski przekraczające 15 proc. z akcji i obligacji jednocześnie są nie do powtórzenia. Na akcjach to jest możliwie, ale też będzie trudne.

T.B.: Na rynku akcji można zaobserwować zjawisko kontynuacji stóp zwrotu, tzw. momentum. Ubiegły dobry rok na giełdach może skutkować kolejnym dobrym rokiem. Na rynku obligacji wygląda to nieco inaczej. O stopie zwrotu decyduje przede wszystkim rentowność obligacji.

K.I.: Najwyższe stopy zwrotu w ubiegłym roku wypracowały obligacje greckie – dały zarobić 80 proc. Dlaczego mnie tam nie było (śmiech)? A tak na poważnie, nie było tam polskich funduszy właśnie ze względu na ryzyko.

P.K.: To skrajny przypadek. Umówmy się, że fundusze dłużne dają jednak poczucie bezpieczeństwa.

K.I.: Zgoda. Jeżeli mówimy, że zarobią 2–4 proc., to z bardzo niewielkim prawdopodobieństwem ich stopa zwrotu wyniesie minus 3 proc.

T.B.: Niskie stopy procentowe zmuszają jednak fundusze pieniężne do podejmowania ryzyka. Nie mogą one inwestować w bardziej rentowne papiery o długim czasie trwania, czyli duration, i dlatego, żeby podwyższyć rentowność, inwestują w obligacje korporacyjne. Dług przedsiębiorstw niesie zawsze pewne ryzyko. Bardzo rzadko zdarzają się „defaulty" spółek, które mają rating inwestycyjny, ryzyko, choć niewielkie, jednak istnieje.

J.M.: Fundusze obligacji też będą inwestowały coraz więcej pieniędzy w dług przedsiębiorstw?

K.I.: Od ostatniego kwartału 2012 roku, gdy rentowności 10-letnich obligacji skarbowych zeszły w okolice 4 proc. zaczęliśmy szukać dywersyfikacji. Poszukujemy okazji na rynku długu korporacyjnego, długu innych krajów naszego regionu. Podstawowe kryteria wyboru to płynność oraz kondycja emitenta. Choć w tym drugim przypadku zawsze jest ryzyko. Obawy o kondycję europejskiego sektora bankowego z całą pewnością mogłyby się negatywnie odbić na cenach obligacji tak pewnego banku jak PKO BP, który nie prowadzi zagranicznej działalności. Tak zresztą już było latem 2011 roku, gdy traciły zarówno akcje, jak i obligacje sektora bankowego. Z ryzykiem emitenta zawsze trzeba się liczyć

P.K.: My też szukamy wyższej stopy zwrotu w obligacjach skarbowych krajów naszego regionu, denominowanych zarówno w walucie lokalnej, jak i dolarach lub euro.

J.M.: Mówicie o stopach zwrotu rzędu 2–4 proc., ale jednak liczycie na więcej.

P.K.: Mówiliśmy o stopach zwrotu funduszy polskich obligacji skarbowych, nieinwestujących w nic innego. Oczywiście w przypadku bardziej elastycznych funduszy te oczekiwania również trzeba zbić. Za granicę wychodzimy tylko niewielką częścią portfela.

K.I.: Mamy klienta, który miał dobry rok na funduszach obligacyjnych. Jeżeli my mu powiemy „3 proc.", odpowie „Wolne żarty!". Co możemy zrobić? Odpowiadamy „OK, spróbujemy zarobić więcej". Ale wówczas musimy podjąć większe ryzyko. Klient chce zarobić, a nawet nie wie, w co inwestuje. Pomysł Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami, żeby fundusze publikowały raz w miesiącu, a nie tylko dwa razy do roku, pięć największych składników swoich portfeli, jest bardzo dobry.

T.B.: Duży wpływ na rynek polskich obligacji skarbowych mają także ubezpieczyciele, posiadający wysokie aktywa. Jeżeli rentowności obligacji skarbowych spadają poniżej 4 proc., ubezpieczyciele muszą zacząć poszukiwać innych sposobów na pokrycie rezerw. Zaczynają poszukiwać bardziej rentownych euroobligacji czy papierów korporacyjnych. Dlatego uważam, że rentowności polskich obligacji pozostaną na obecnym poziomie, nie ma dalszego potencjału do spadku ze względu na mniejszy popyt. Prawdopodobnie też nie wzrosną.

P.K.: Zgadzam się, że rentowności będą się poruszać wokół obecnych poziomów. Szczególnie po zapowiedzi RPP typu „wait and see" – poczekamy, zobaczymy. To, co miało zostać zrobione w ramach tego cyklu obniżek stóp, zostało zrobione. Nie zdziwiłbym się jednak, jeśli będziemy mieli do czynienia z niższymi odczytami inflacji, a przede wszystkim gorszymi danymi dotyczącymi wzrostu gospodarczego. W takiej sytuacji RPP mogłaby rozważyć kolejne cięcia stóp procentowych, ale myślę, że dopiero w drugiej połowie roku.

J.M.: Zaproponujcie portfel funduszy dla klienta, który wchodzi na rynek teraz. Przyjmijcie jego statystyczną perspektywę inwestycyjną, czyli rok, dwa.

K.I.: Klientowi, który ma już własny portfel funduszy inwestycyjnych, radziłbym teraz redukować fundusze obligacji na rzecz pieniężnych. Kiedy dojdzie do wniosku, że sytuacja makroekonomiczna się poprawia, powinien redukować obie te grupy na rzecz funduszy akcji. Ze świadomością ryzyka, z jakim to się wiąże, czyli potencjalnej straty i dużej zmienności wartości inwestycji. Kryzys trwa już kilka lat, z dużym prawdopodobieństwem ożywienie w końcu się pojawi.

P.K.: Ja bym się pod tym podpisał.

K.G.: Zaciskamy zęby, pakujemy 100 proc. w małe i średnie spółki i jedziemy (śmiech).

K.I.: Dlaczego? Czy rok temu, kiedy rentowność obligacji skarbowych przekraczała 6 proc., też byś tak powiedział?

K.G.: Wtedy pewnie bym coś zostawił w obligacjach.

T.B.: Ja też wybieram średnie spółki – 100 proc. Rynki zachodnie, zwłaszcza USA, są znacznie powyżej naszej giełdy – to daje spory margines bezpieczeństwa. Do tego wiele spółek małych i średnich o atrakcyjnej wycenie płaci wysokie dywidendy. Ostatnio nie drożeją spółki tanie, tylko rentowne – te, które mają wysoki zwrot z kapitału, z aktywów, o rosnącej sprzedaży. Są one drogie, a mimo to drożeją. To powiedział człowiek od długu (śmiech).

K.I.: Trawa u sąsiada jest zawsze bardziej zielona (śmiech). To też powiedział człowiek od długu.

J.M.: Dlaczego nie spółki z potencjałem, tylko takie o ugruntowanej pozycji?

T.B.: Obserwujemy teraz zjawisko kontynuacji stóp zwrotu. Spółki, które rosły w ostatnich kwartałach, zachowują się najlepiej. Drożeją spółki rentowne. Jedna trzecia rynku bardzo rośnie, pozostała część odstaje. Trzeba bardzo selektywnie podchodzić do inwestycji.

T.G.: Akurat w pierwszym kwartale rosły przede wszystkim spółki, które zostały mocno przecenione w ubiegłym roku. Stopa zwrotu była w ich przypadku znacząco wyższa, sięgnęła nawet 50–100 proc. Mowa o takich firmach jak Próchnik, ATM, ZUK Stąporków, Black Lion, PKM Duda, Sfinks czy Monnari. Przy scenariuszu poprawy w gospodarce będzie można najwięcej zarobić na spółkach, które dostały najmocniej w kość. Spółki rentowne rzeczywiście są w trendzie wzrostowym, jest na nie popyt, podaży dużo nie ma. Ich stopa dywidendy jednak maleje, bo kursy rosną. Poza tym mówimy o spółkach bardzo drogich, o wskaźnikach cena do zysku rzędu 15–20. Jeżeli rzeczywiście stawiamy na scenariusz poprawy w gospodarce, największy potencjał mają spółki najbardziej przecenione w ostatnich latach.

J.M.: Co będzie sygnałem, że ta poprawa następuje i pora postawić na spółki, które drożeją w warunkach ożywienia?

T.G.: Sprzedaż detaliczna i inne dane. W USA sprzedaż detaliczna rośnie i widzimy, co się dzieje na Wall Street. W Hiszpanii drastycznie spada, a w ślad za nią – giełda w Madrycie. W Polsce musimy również poczekać na poprawę sprzedaży detalicznej i innych danych. Generalnie dobrym wskaźnikiem jest to, czy dane okazują się lepsze od naszych oczekiwań. Pewnie jesteśmy blisko dołka w gospodarce, może trochę za nim. Nie ma co oczekiwać, że poprawa nastąpi lada dzień. Będą dobre dane, to indeksy znajdą się w innym miejscu.

K.G.: Wtedy już będzie za późno na kupowanie akcji.

T.G.: Ale właśnie wtedy inwestorzy detaliczni zaczną to robić. Banki przestawią wajchę z lokat na fundusze akcji, masowy pieniądz zacznie płynąć na giełdę, a tzw. smart money (sprytne pieniądze) już dawno będą poza giełdą. Tak to zawsze wygląda, tak będzie i tym razem.

P.Z.: Podsumujmy. Jakie jest wasze nastawienie, optymistyczne, pesymistyczne, neutralne? Z poprzednich wypowiedzi niełatwo wyciągnąć spójny obraz.

K.G.: Ja jestem „bykiem". Moim zdaniem rynek akcji może w tym roku jeszcze urosnąć i to o ok. 20–25 proc.

P.K.: Ja jestem umiarkowanym optymistą.

K.I.: Niskie stopy zwrotu z depozytów i obligacji wypchną część klientów w kierunku bardziej ryzykownych aktywów. Jeżeli sytuacja w gospodarce zacznie się poprawiać, te dwa czynniki razem mogą napędzić wzrost na rynku akcji. Moje nastawienie do rynku długu jest jednak ostrożne. Klientom TFI nie można dawać zbyt jednoznacznych sygnałów, dlatego jesteśmy powściągliwi.

K.G.: Wiadomo, że najlepiej się kupuje, kiedy leje się krew, a najlepiej sprzedaje, kiedy wszyscy chcą kupować. Teraz jesteśmy pomiędzy tymi dwiema skrajnościami. Inwestowanie jest w tym momencie najtrudniejsze. Uważam, że ruch rozpoczęty na akcjach w zeszłym roku będzie jeszcze trwał. Przewaga rynku akcji nad rynkiem obligacji musi potrwać pół roku – rok, żeby klienci detaliczni zaczęli to zauważać.

T.B.: Nie zawsze pójście pod prąd się opłaca. W tym roku się nie opłaci. Też uważam, że akcje będą drożeć.

T.G.: Będzie tak jak zawsze – stopy procentowe w dół, giełdy w górę. Tym, co naprawdę pociągnie rynek akcji ku wzrostowi, będzie poprawa wyników finansowych spółek, na którą jednak musimy jeszcze poczekać. To będzie dodatkowe koło zamachowe dla wzrostu.

[email protected]

[email protected]

 

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?