Po raz drugi w ciągu ostatnich dziesięciu tygodni indeksowi naszych największych spółek udało się osiągnąć dodatni rezultat i po raz pierwszy od początku października zdobyć się na trzy wzrostowe sesje z rzędu. Do przebudzenia bykom potrzebne było zejście WIG20 poniżej 1750 punktów i pomoc ze strony otoczenia. Z tego drugiego początkowo korzystały ze sporym wahaniem, ale w czwartek wykazywały już więcej śmiałości. Prawdziwy test przejdą prawdopodobnie w kolejnych dniach, a kluczowe będzie utrzymanie dopiero co zdobytego poziomu 1800 punktów. Refleksja nad konsekwencjami podwyżki stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych skutkować będzie najpewniej spadkową korektą na głównych parkietach, a wówczas będziemy zdani na własne siły. Szczęśliwie etap wymiany szefów największych spółek z udziałem Skarbu Państwa mamy już za sobą, gorąca dyskusja w Sejmie nad podatkiem bankowym nie wzruszyła ani polityków PiS, ani inwestorów. Tych ostatnich nie przestraszyło szacowanie skutków tego obciążenia dla wyników instytucji finansowych, można więc uznać, że w znacznym stopniu są one już uwzględnione w cenach. W przypadku firm energetycznych udało się nie tylko powstrzymać przecenę, ale także wykreować solidne odreagowanie. Jedynym słabym punktem pozostawały akcje KGHM, będące pod presją notowań surowca.
Do dopełnienia umiarkowanie optymistycznego obrazu brakowałoby jeszcze większego ruchu skutkującego przedostaniem się indeksu szerokiego rynku powyżej 46 tys. punktów oraz powrotu mWIG40 ponad poziom 3500 punktów. Nie są to cele aż tak ambitne, by nie można było ich osiągnąć mimo ewentualnego pogorszenia się nastrojów na świecie i mimo przedświątecznej atmosfery
Dolar będzie konsekwentny
Nikogo nie trzeba przekonywać, jak bardzo sytuacja na wielu rynkach zależna jest od siły amerykańskiej waluty, ta zaś od polityki pieniężnej Fedu, ale także działań pozostałych banków centralnych, głównie EBC. Nie ulega więc wątpliwości, że poza danymi makroekonomicznymi największą wagę inwestorzy będą przywiązywać do obserwacji wydarzeń na rynku walutowym. Choć najbardziej dynamiczną fazę wzrostu wartości dolara mamy już za sobą, nie oznacza to, że tendencja ta się skończyła. Deklaracje Rezerwy Federalnej każą się spodziewać jej kontynuacji, przynajmniej w perspektywie kilkunastu miesięcy, choć z pewnością w zdecydowanie mniejszej skali, niż działo się to poprzednio. Osiągnięcie parytetu dolara i euro oraz ustanowienie przez Dollar Index kolejnych rekordowo wysokich wartości wydaje się kwestią czasu. Oba cele są jednak na wyciągnięcie ręki, a na dużo silniejszy ruch raczej trudno liczyć, tym bardziej że nie byłby on na rękę Amerykanom. Fed już udowodnił, że potrafi być cierpliwy, a teraz tym bardziej nie ma gdzie się spieszyć. Może więc dawkować impulsy w taki sposób, by trzymać dolara w ryzach.
Warto przypomnieć, że od połowy 2014 r. do kwietnia 2015 r. Dollar Index poszedł w górę o 18,5 proc., a kurs euro wobec dolara obniżył się o 24,5 proc. Trwająca od kwietnia do połowy maja 2015 r. korekta w przypadku indeksu sięgnęła jedynie nieco ponad 6 proc., a euro zyskało 9 proc. Główna tendencja, czyli umacnianie się dolara, wciąż więc pozostaje w mocy, a pytanie brzmi jedynie, dokąd nas zaprowadzi. Pewnie już niezbyt daleko, a dystans będzie wyznaczać tempo odzyskiwania formy przez strefę euro i poprawa sytuacji w globalnej gospodarce. Niemniej w najbliższych miesiącach silny dolar będzie premiował główne europejskie giełdy i wywierał presję na rynek surowców, a co za tym idzie – na gospodarki i waluty państw zależnych od ich eksportu. Efekt ten był widoczny tuż po ogłoszeniu decyzji Fedu. W czwartek DAX zyskiwał 3 proc., a S&P500 tracił ponad 1 proc., spadki na giełdach towarowych sięgały 2–3 proc., najmocniej w dół szły południowoafrykański rand oraz dolary australijski i kanadyjski.
Sprzedawaj w Nowym Jorku, kupuj we Frankfurcie
Przekonanie o lepszych perspektywach zarobku na akcjach europejskich niż amerykańskich zyskuje coraz większą liczbę zwolenników. Choć przemawia za nim sporo argumentów, to nie należy bagatelizować odmiennego scenariusza. Rzeczywiście, zarówno w krótkim, jak i dłuższym horyzoncie na korzyść głównych giełd europejskich działa rozbieżność kierunków polityki pieniężnej EBC i Fedu oraz kwestie silnie z nią związane, a więc kursy walut i kondycja gospodarek. DAX bardzo mocno korzystał z luźnej polityki EBC, zyskując od października ubiegłego roku do kwietnia 2015 r. prawie 45 proc. Można więc powiedzieć, że większa część potencjału z tego tytułu została już wyczerpana. W każdym razie ilościowe luzowanie nie było bodźcem aż tak mocnym, by uchronić indeks przed głęboką korektą, a wiarę w jego moc podkopała również reakcja inwestorów na zbyt mało stanowcze, ich zdaniem, działania podjęte przez EBC na grudniowym posiedzeniu. Można przypuszczać, że aby wywołać hossę, potrzebne byłoby zwiększenie skali skupu obligacji lub sprowadzenie głównej stopy procentowej w strefie euro poniżej zera, a więc działania niemające racjonalnego uzasadnienia ani w kontekście zagrożenia deflacją, ani kondycji gospodarki. Europejskie byki muszą się więc zadowolić jedynie rozbieżnością polityk EBC i Fedu. Z kolei amerykańskie niedźwiedzie staną się bardziej zuchwałe prawdopodobnie dopiero za kilka miesięcy, czyli wówczas, gdy będą pewne, że cykl zaostrzania polityki rzeczywiście im sprzyja. Według starej giełdowej tradycji z ogłoszeniem bessy na Wall Street należałoby poczekać do trzeciej podwyżki stóp.