Uciekły syndykowi, teraz stawiają na rozwój

Opcje walutowe mogą być bardzo zdradliwe. Konsekwencją ich zawarcia może być konieczność sprzedaży aktywów czy rezygnacja z planów ekspansji. Wszystko w celu uniknięcia upadłości.

Publikacja: 09.03.2016 05:00

Uciekły syndykowi, teraz stawiają na rozwój

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

 

Milionowe długi oraz unoszące się widmo bankructwa brzmią jak ostateczność. Rzeczywiście, niewiele brakowało, a takie marki jak Monnari czy Sfinks zniknęłyby ze świadomości inwestorów. Trudności udało się jednak pokonać.

Embargo ciąży Dudzie

W 2009 r. Polski Koncern Mięsny Duda złożył wniosek o wszczęcie postępowania naprawczego, by następnie z sukcesem zakończyć je układem zawartym z wierzycielami. Restrukturyzacją objęto zobowiązania – wynikające głównie z kredytów bankowych oraz transakcji walutowych, tzw. opcji – na łączną kwotę przekraczającą 300 mln zł. Grupa wymagała przeorganizowania. Sprzedano aktywa, których działalność nie dotyczyła podstawowego biznesu spółki, czyli produkcji i dystrybucji mięsa. – Z problemów wyszliśmy nie tylko obronną ręką, ale też wzmocnieni – przekonuje Dariusz Formela, prezes zarządu PKM Duda. – Kilka lat mrówczej pracy przyniosło efekty, a spółka odzyskała stabilizację finansową oraz zaufanie – dodaje.

Dariusz Świniarski, analityk DM BPS, docenia działania zarządu w obliczu załamania. Jednak PKM Duda, w jego ocenie, jest najmniej perspektywicznym podmiotem spośród spółek mięsnych notowanych na warszawskim parkiecie. – Przede wszystkim ze względu na małą ekspozycję w kanale nowoczesnym, który stanowi połowę rynku FMCG w Polsce i dalej rośnie – tłumaczy. Dodatkowo spółka traci ze względu na rosyjskie embargo. Zablokowany jest także eksport mięsa do Azji z powodu afrykańskiego pomoru świń w Polsce. W związku z powyższym DM BPS spodziewa się spadku zysku netto grupy w 2015 r. o 47 proc. rok do roku, do 11,9 mln zł.

– Spółka musi nadrabiać zaległości względem coraz silniejszej konkurencji. Odblokowanie rynków eksportowych to jeden z warunków, żeby grupa mogła wkroczyć na ścieżkę stabilnego wzrostu – podkreśla Świniarski.

Podatek? Bez obaw

Problemy miała także odzieżowa spółka Monnari. O mały włos firmy nie położył kryzys finansowy z 2009 r. i słabnący w tamtym czasie złoty. Monnari bowiem większość kolekcji rozlicza w dolarze, a najem powierzchni w centrach handlowych w euro. Jednocześnie na skutek szybkich i negatywnych zmian warunków ekonomicznych banki, które według wcześniejszych ustaleń miały zwiększyć kredytowanie spółki, wycofały się z zawartych wstępnie porozumień. – Destabilizacja sytuacji spowodowała konieczność złożenia wniosku do sądu o ogłoszenie upadłości – mówi Mirosław Misztal, prezes Monnari. Wniosek o upadłość złożyła sama spółka, jak również jeden z deweloperów – właściciel centrum handlowego. Początkowe zobowiązania wynosiły 180 mln zł. Jak Monnari uporało się z kryzysem? – Zmieniliśmy strategię oraz przeprowadziliśmy restrukturyzację. Zrezygnowaliśmy z ekspansji zagranicznej i skupiliśmy się na jednej, najsilniejszej marce – Monnari. Sieć została ograniczona do bezpiecznego poziomu około 100 salonów – opowiada Misztal.

– Monnari konsekwentnie odbudowuje pozycję, a sprawy związane z upadłością to zamierzchła przeszłość. Na koniec 2015 r. spółka miała prawie 50 mln zł gotówki netto – zauważa Małgorzata Kloka, analityk Pekao IB. W zeszłym roku powierzchnia handlowa Monnari urosła o 28 proc. rok do roku. – Spodziewam się, że w tym roku zwiększy się o 15 proc., a w 2017 r. o kolejnych 12 proc. – komentuje Kloka. Oczekuje, że Monnari do rozwoju zagranicznego będzie podchodzić bardzo ostrożnie. – Zwłaszcza że możliwości rozwoju na polskim rynku sprawiają, że spółka traktuje go priorytetowo – twierdzi analityk Pekao IB. Perspektywy spółki ocenia dobrze. Przewiduje, że Monnari w najbliższych latach będzie pokazywać dwucyfrową dynamikę wzrostu zysków. Co z podatkiem detalicznym? – Jeśli kwota wolna od podatku rzeczywiście wyniesie 200 mln zł rocznie, to wpływ na wyniki Monnari z tego tytułu powinien być niewielki – uważa Kloka.

Sfinks odczuwa skutki

Jakie były przyczyny kłopotów Sfinksa? – Pytanie to należałoby skierować do ówczesnych zarządzających Sfinksem, czyli AmRestu. Z naszej perspektywy możemy się domyślać, że chodziło o nietrafione inwestycje czy kłopoty z opcjami – mówi Sylwester Cacek, prezes Sfinksa. Zgodnie z bilansem po I kwartale 2009 r. zobowiązania spółki wraz z rezerwami sięgały 135,5 mln zł. Największymi wierzycielami były wówczas banki. Wniosek o upadłość złożył AmRest, co skutkowało natychmiastowym wypowiedzeniem umów kredytowych, a także zerwaniem umów najmu w najlepszych lokalizacjach i podwyższeniem czynszów w innych. – Do tej pory odczuwamy konsekwencje tej decyzji – przyznaje Cacek. – Wyprowadzenie spółki na prostą kosztowało nas sześć lat mozolnej pracy – dodaje. Dopiero teraz – po podpisaniu umów dotyczących całkowitej spłaty kredytów w PKO BP i ING oraz zapewnieniu spółce dodatnich kapitałów i środków na dalszy rozwój – można mówić o zakończeniu restrukturyzacji.

Wszędobylskie opcje

Kłopoty Odlewni Polskich zaczęły się jesienią 2008 r., kiedy w związku z nieprzewidzianymi i nagłymi zmianami walutowymi banki, z którymi spółka zawarła transakcje na opcje walutowe, oczekiwały rozliczenia po niekorzystnym dla firmy kursie. W konsekwencji spółka 2008 r. zakończyła stratą wynoszącą 105 mln zł przy 141 mln zł przychodów. Zarząd zdecydował się na złożenie do sądu wniosku o wszczęcie postępowania upadłościowego.

– Obecnie znajdujemy się w końcowej fazie spłaty długu, a do uregulowania pozostało około 8 mln zł, które należy zapłacić do połowy 2018 r. – tłumaczy Leszek Walczyk, wiceprezes Odlewni Polskich.

Opinie

Adam Łukojć zarządzający, Skarbiec TFI

Obecna rzeczywistość raczej nie sprzyja bankructwom, ponieważ gospodarka jest w dobrej kondycji. Powtórka z opcjami walutowymi na razie nam nie grozi, bo przedsiębiorstwa znacznie rzadziej próbują spekulować na rynku walutowym. Dodatkowo złoty jest stabilny i nie jesteśmy – inaczej niż w 2008 r. – po okresie paru lat umacniania się naszej waluty. Ryzykiem, które moim zdaniem jest obecnie największe, to zbyt łatwy dostęp przedsiębiorstw do rynku obligacji. Fundusze inwestycyjne w Polsce chętnie kupują obligacje przedsiębiorstw, bo mogą wyceniać te instrumenty „od linijki", tworząc wrażenie, że są wolne od ryzyka. Z kolei fundusze emerytalne, nie mogąc kupować obligacji skarbowych, są skazane na papiery wartościowe emitowane także przez przedsiębiorstwa. To wszystko sprawia, że rentowności obligacji przedsiębiorstw są w Polsce wyraźnie niższe niż na Zachodzie. W mojej ocenie kapitał jest zbyt łatwo dostępny. Pewnego dnia może się to przykro skończyć zarówno dla inwestorów, jak i emitentów. Spółki, które zdaniem inwestorów mogą zbankrutować, można znaleźć, m.in. porównując wskaźnik cena/ /wartość księgowa. Wśród podmiotów, dla których wskaźnik ten jest obecnie niski, można wymienić m.in.: Kopex, Getin Noble Bank, Tauron, ZE PAK czy JSW. Oczywiście jeden wskaźnik to za mało, ale jeśli spółka jest na prostej drodze do upadku, to inwestorzy nie będą płacili zbyt wiele za jej majątek. TDA

Łukasz Bugaj analityk, DM BOŚ

Aktualne środowisko niskich cen surowców jest bardzo niekorzystne dla spółek wydobywczych czy okołogórniczych i to one są najbardziej zagrożone widmem bankructwa. Ten problem dotyczy nie tylko polskich spółek, jest też obserwowany globalnie i wydaje się, że skończy się upadkiem pewnych przedsiębiorstw, które nie wytrzymają silnej presji obniżonych cen towarów. Stabilny, zrównoważony oraz niemały wzrost polskiego PKB oznacza jednak, że większość innych branż jest w dość komfortowej sytuacji i mówimy raczej o możliwej perspektywie większych zysków niż groźbie bankructwa. Pamiętać też trzeba, że w latach 2008–2012 wiele spółek musiało się zmierzyć ze spowolnieniem gospodarczym oraz, jak wskazują najnowsze dane, nawet techniczną recesją na przełomie 2012 i 2013 r. Część przedsiębiorstw, by przetrwać, musiała się zrestrukturyzować, niektóre firmy tego procesu nie przetrwały. Te, które nie upadły, są teraz w zdecydowanie lepszej formie niż wcześniej, na co wskazują między innymi dane o dużych zasobach gotówki na ich kontach. Wydaje się więc, że sektor prywatny jest aktualnie w zdrowej kondycji i groźba bankructwa to raczej wyjątki spotykane w pewnych najbardziej zagrożonych branżach. Nie oznacza to, że w przypadku kolejnego spowolnienia gospodarczego firmy nie będę przeżywały trudności. Te się oczywiście pojawią, ale przygotowanie spółek do słabszego otoczenia jest zdecydowanie lepsze niż w 2008 r. TDA

Analizy rynkowe
Podwójny szczyt czy nowy rekord hossy. Co czeka WIG20 i spółkę?
Analizy rynkowe
Giełdowe rekiny są coraz grubsze. Założyciel Dino odskoczył całej reszcie
Analizy rynkowe
Polski rynek wciąż zyskuje bez euforii wśród inwestorów
Analizy rynkowe
Lokomotywy z indeksu mWIG40 dały zarobić
Materiał Promocyjny
Banki muszą wyjść poza strefę komfortu
Analizy rynkowe
Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0
Analizy rynkowe
Czy Trump chce wyrzucić Powella, czy tylko gra na osłabienie dolara?