Podatek? Bez obaw
Problemy miała także odzieżowa spółka Monnari. O mały włos firmy nie położył kryzys finansowy z 2009 r. i słabnący w tamtym czasie złoty. Monnari bowiem większość kolekcji rozlicza w dolarze, a najem powierzchni w centrach handlowych w euro. Jednocześnie na skutek szybkich i negatywnych zmian warunków ekonomicznych banki, które według wcześniejszych ustaleń miały zwiększyć kredytowanie spółki, wycofały się z zawartych wstępnie porozumień. – Destabilizacja sytuacji spowodowała konieczność złożenia wniosku do sądu o ogłoszenie upadłości – mówi Mirosław Misztal, prezes Monnari. Wniosek o upadłość złożyła sama spółka, jak również jeden z deweloperów – właściciel centrum handlowego. Początkowe zobowiązania wynosiły 180 mln zł. Jak Monnari uporało się z kryzysem? – Zmieniliśmy strategię oraz przeprowadziliśmy restrukturyzację. Zrezygnowaliśmy z ekspansji zagranicznej i skupiliśmy się na jednej, najsilniejszej marce – Monnari. Sieć została ograniczona do bezpiecznego poziomu około 100 salonów – opowiada Misztal.
– Monnari konsekwentnie odbudowuje pozycję, a sprawy związane z upadłością to zamierzchła przeszłość. Na koniec 2015 r. spółka miała prawie 50 mln zł gotówki netto – zauważa Małgorzata Kloka, analityk Pekao IB. W zeszłym roku powierzchnia handlowa Monnari urosła o 28 proc. rok do roku. – Spodziewam się, że w tym roku zwiększy się o 15 proc., a w 2017 r. o kolejnych 12 proc. – komentuje Kloka. Oczekuje, że Monnari do rozwoju zagranicznego będzie podchodzić bardzo ostrożnie. – Zwłaszcza że możliwości rozwoju na polskim rynku sprawiają, że spółka traktuje go priorytetowo – twierdzi analityk Pekao IB. Perspektywy spółki ocenia dobrze. Przewiduje, że Monnari w najbliższych latach będzie pokazywać dwucyfrową dynamikę wzrostu zysków. Co z podatkiem detalicznym? – Jeśli kwota wolna od podatku rzeczywiście wyniesie 200 mln zł rocznie, to wpływ na wyniki Monnari z tego tytułu powinien być niewielki – uważa Kloka.
Sfinks odczuwa skutki
Jakie były przyczyny kłopotów Sfinksa? – Pytanie to należałoby skierować do ówczesnych zarządzających Sfinksem, czyli AmRestu. Z naszej perspektywy możemy się domyślać, że chodziło o nietrafione inwestycje czy kłopoty z opcjami – mówi Sylwester Cacek, prezes Sfinksa. Zgodnie z bilansem po I kwartale 2009 r. zobowiązania spółki wraz z rezerwami sięgały 135,5 mln zł. Największymi wierzycielami były wówczas banki. Wniosek o upadłość złożył AmRest, co skutkowało natychmiastowym wypowiedzeniem umów kredytowych, a także zerwaniem umów najmu w najlepszych lokalizacjach i podwyższeniem czynszów w innych. – Do tej pory odczuwamy konsekwencje tej decyzji – przyznaje Cacek. – Wyprowadzenie spółki na prostą kosztowało nas sześć lat mozolnej pracy – dodaje. Dopiero teraz – po podpisaniu umów dotyczących całkowitej spłaty kredytów w PKO BP i ING oraz zapewnieniu spółce dodatnich kapitałów i środków na dalszy rozwój – można mówić o zakończeniu restrukturyzacji.
Wszędobylskie opcje
Kłopoty Odlewni Polskich zaczęły się jesienią 2008 r., kiedy w związku z nieprzewidzianymi i nagłymi zmianami walutowymi banki, z którymi spółka zawarła transakcje na opcje walutowe, oczekiwały rozliczenia po niekorzystnym dla firmy kursie. W konsekwencji spółka 2008 r. zakończyła stratą wynoszącą 105 mln zł przy 141 mln zł przychodów. Zarząd zdecydował się na złożenie do sądu wniosku o wszczęcie postępowania upadłościowego.
– Obecnie znajdujemy się w końcowej fazie spłaty długu, a do uregulowania pozostało około 8 mln zł, które należy zapłacić do połowy 2018 r. – tłumaczy Leszek Walczyk, wiceprezes Odlewni Polskich.
Opinie
Adam Łukojć zarządzający, Skarbiec TFI