Mamy nową swoistą tradycję, związaną z końcem roku. Tradycję wprowadzoną przez... amerykański bank centralny. Spośród czterech ostatnich podwyżek stóp procentowych w USA dwie przypadły na grudzień (a wśród tych dwóch pierwsza – w grudniu 2015 roku – była początkiem obecnego cyklu podwyżek). Wszystko wskazuje na to, że także w tym roku Rezerwa Federalna podejmie w grudniu decyzję o – piątej już w tym cyklu – podwyżce (posiedzenie Komitetu Operacji Otwartego Rynku ma się zakończyć 13 grudnia).
Czas więc na nowo wziąć temat zaostrzania polityki monetarnej pod lupę i zaktualizować dotychczasowe rozważania.
Już w poprzednich „corocznych" analizach na ten temat zwracaliśmy uwagę na fakt, że – przynajmniej na przestrzeni ostatnich 20 lat – procesowi podnoszenia stóp za oceanem towarzyszyła... hossa na światowych giełdach, zarówno w USA i rynkach rozwiniętych, jak i na wschodzących. Pod tym względem upływający rok perfekcyjnie wpisuje się w tę historyczną regułę. Najlepsze okazały się inwestycje na rynkach wschodzących, wbrew powtarzanemu często stereotypowi, jakoby zaostrzanie polityki Fedu miało przekładać się natychmiast na słabość emerging markets. Taki pogląd jest bez wątpienia błędny. Przypomnijmy, że także w poprzednim cyklu podwyżek stóp (2004–2006) akcje na rynkach wschodzących były liderem globalnej hossy.
Dlaczego akcje spisują się dobrze w trakcie podwyżek stóp? Nasza teoria jest bardzo prosta – Fed zwykle zaostrza swą politykę tylko wtedy, gdy pozwalają na to okoliczności makroekonomiczne (wejście gospodarki na „wyższe obroty", czyli przede wszystkim malejące bezrobocie). A dobra sytuacja w gospodarce to oczywiście też dobre uwarunkowania dla rynków akcji.