Cechą specyficzną naszych analiz dotyczących polskiego rynku akcji jest połączenie takich elementów, jak podejście kontrariańskie, cykl giełdowy, wskaźniki makroekonomiczne, wyceny akcji. Bazując na tych elementach na przestrzeni ubiegłego roku konsekwentnie ostrzegaliśmy, że w 2018 r. na warszawski parkiet może nadejść cykliczna słabość. I jak widać tak się faktycznie dzieje.
Tak jak w zeszłym roku zastanawialiśmy się nad potencjalnym szczytem cyklu giełdowego na GPW, tak teraz zaczynamy dla odmiany zastanawiać się na potencjalnym... dołkiem tego cyklu. Aby rozjaśnić sytuację, sięgniemy po sprawdzone narzędzia.
Cykl Kitchina
Najbardziej „mechanicznym" podejściem do tematu jest tzw. cykl Kitchina, czyli około 40-miesięczny (według naszej optymalizacji są to jakieś 42 miesiące). Jeśli interpretować tę koncepcję bardzo dosłownie, to potencjalny dołek cyklu na GPW należałoby umiejscowić dopiero w okolicach sierpnia... 2019 r. (42 miesiące od dołka z lutego 2016).
Do tego wniosku należy podchodzić jednak z rezerwą, bo w praktyce cykl Kitchina nie jest aż tak precyzyjny, jak by się chciało. Zdarzały się fazy spadkowe znacznie krótsze od modelowej średniej. Przykładowo w 2011 r. WIG osiągnął najniższy punkt aż osiem miesięcy przed modelowym terminem. Nie przywiązujmy się więc nadmiernie do tej koncepcji.
Pozostając jeszcze przez chwilę przy podejściu czysto mechanicznym (abstrahując od fundamentów), można zauważyć jeszcze jedną ciekawostkę. W przeszłości żadna fala spadkowa w ramach cyklu nie zakończyła się, zanim WIG nie osiągnął przynajmniej około 2-letniego minimum. Oczywiście w najgorszym przypadku (2008/2009) indeks zjechał nawet do poziomu najniższego od ponad pięciu (!) lat, więc owe dwuletnie minimum należy raczej traktować jako warunek minimalny.