Pierwsze dni nowego roku przynoszą kontynuację silnych wahań na rynkach finansowych, sygnalizując nerwowość inwestorów. Widoczne jest także wyraźne preferowanie instrumentów uchodzących za bezpieczne przystanie.
Giełdy skłaniają się ku spadkom
Po próbie odreagowania niedawnej przeceny i krótkiej konsolidacji główne światowe giełdy zdają się szykować do kontynuacji spadkowej tendencji. Czynniki ryzyka wciąż sprzyjają niedźwiedziom, a na pierwszy plan wysuwają się obawy dotyczące perspektyw globalnej gospodarki.
Pierwsze informacje, jakie pojawiły się w tej kwestii w tym roku, czyli odczyty PMI, czynią te obawy coraz bardziej realnymi. Poniżej krytycznego poziomu znalazły się wskaźniki przemysłowe w Chinach, we Francji i Włoszech. Niemcy są coraz bliżej negatywnego sygnału. Choć w Stanach Zjednoczonych zarówno PMI, jak i ISM są jeszcze w bezpiecznej odległości od 50 punktów, to jednak wyraźnie zniżkują, podkopując wiarę w siłę amerykańskiej gospodarki. ISM obniżył swoją wartość o ponad 5 pkt, a tak gwałtowne spadki tego wskaźnika zdarzają się bardzo rzadko. Coraz częściej zawodzą też informacje z amerykańskich spółek, także tych o istotnym znaczeniu, jak choćby Apple, którego akcje w czwartek taniały o ponad 9 proc., i coraz częściej mają one bezpośredni lub pośredni związek z amerykańsko-chińską wojną handlową – choć wydaje się, że jej konsekwencje mocniej powinny uderzać w chińskie firmy i gospodarkę. Okazuje się, że sprawa nie jest tak jednoznaczna, co akurat może być czynnikiem skłaniającym do osiągnięcia przez obie strony porozumienia. Na razie rynki są nieczułe na pozytywne sygnały w tej kwestii i tweety Donalda Trumpa im nie wystarczają.
W tej sytuacji trudno się dziwić, że mamy powrót dynamicznych spadków na Wall Street. W miniony czwartek Dow Jones zniżkował o 2,8 proc., schodząc poniżej 23 tys. pkt, S&P 500 tracił prawie 2,5 proc., odpadając z walki o utrzymanie się powyżej 2500 pkt, a Nasdaq 100 szedł w dół o ponad 3 proc. Spośród przemysłowej trzydziestki amerykańskich firm w czwartek na plusie zdołały się utrzymać akcje zaledwie trzech, a w gronie S&P 500 przed stratami uchroniły się walory jedynie około jednej piątej spółek. Nie lepiej było na głównych parkietach europejskich, gdzie DAX i CAC40 zniżkowały po 1,6 proc., wskaźnik we Frankfurcie znalazł się minimalnie powyżej dołka z 27 grudnia i pogłębienie spadku wydaje się bardzo prawdopodobne. Do „wigilijnego" dołka zbliżał się także MSCI Emerging Markets, tracąc w czwartek 1,8 proc. Spadkową tendencję kontynuuje chiński Shanghai Composite, pozostając na poziomie najniższym od czterech lat. Co ciekawe, na tym ponurym dość tle nieźle wypadały w czwartek indeksy części rynków wschodzących, głównie naszego regionu, z wyjątkiem warszawskiego parkietu.
Strach dominujący na giełdach coraz mocniej kieruje uwagę inwestorów ku bezpiecznym przystaniom. Indeks jena, nawet pomijając środowy potężny skok, znajduje się na poziomie najwyższym od kwietnia 2017 r., zyskują frank szwajcarski i złoto. Mocnym wahaniom ulegają notowania dolara, a inwestorzy nie mogą się zdecydować, czy kupować „zielonego" jako zabezpieczenie kapitału, czy sprzedawać, mając na uwadze perspektywę wstrzymania się przez Fed z kontynuacją cyklu podwyżek stóp procentowych, a coraz częściej spekuluje się także o możliwej ich obniżce – oczywiście w nieco dłuższym horyzoncie.