Trudno wyobrazić sobie dużo lepsze warunki makroekonomiczne funkcjonowania banków niż te panujące obecnie w Polsce. Gospodarka rośnie drugi rok z rzędu w 5-proc. tempie, depozyty napływają szybciej niż rosnąca w dobrym tempie akcja kredytowa, co pozwala bankom zwiększać skalę działania, obniżając jednocześnie koszty finansowania i utrzymując ryzyko kredytowe pod kontrolą. Jednak ten ostatni czynnik zaczyna niepokoić.
Nie jest aż tak dobrze
Obecnie w polskim sektorze bankowym kredyty z rozpoznaną przesłanką utraty wartości (NPL) są warte 75,3 mld zł, co stanowi 6,8 proc. portfela kredytów brutto udzielonych przez banki podmiotom reprezentującym sektor niefinansowy. Od początku 2018 r., gdy wprowadzono nowy standard rachunkowości IFRS 9 i wartość ta z tego powodu skokowo wzrosła (o 10 mld zł do prawie 80 mld zł), obserwowany był powolny jej spadek. Jednocześnie portfel rósł w ponad 6-proc. tempie, co pozwalało na spadek wskaźnika NPL z 7,7 proc. na początku 2018 r. Analitycy szacują, że gdyby nie wprowadzenie IFRS 9, udział NPL mógłby być nawet o blisko 1 pkt proc. mniejszy niż teraz.
W większym stopniu wskaźnik złych kredytów zmniejszył się w segmencie przedsiębiorstw i wynosi obecnie 8,4 proc. w 2018 r. i 2017 r. zmalał po blisko 1 pkt proc. W detalu też się poprawiał, jednak tu poziomy są niskie (6 proc.), m.in. za sprawą dobrze spłacanego i dużego portfela hipotek, więc tu poprawa była mniejsza.
Jednak o ile w detalu można śmiało założyć, że dzięki kwitnącej gospodarce, rekordowo niskiemu bezrobociu, szybko rosnącym płacom i programom socjalnym, spłacalność mierzona wskaźnikiem NPL pozostanie dobra, to pojawiają się sygnały ostrzeżenia w segmencie kredytów dla firm.