Mijający rok, wbrew obawom i przeciwnościom, dał liczne możliwości osiągania zysków na rynkach finansowych. Na tym tle warszawski parkiet zdecydowanie rozczarował.
Rynki rozwinięte w świetnej formie Choć fundamenty najbardziej rozwiniętych gospodarek świata doznały osłabienia, a amerykańsko-chińska wojna handlowa niemal przez cały rok straszyła inwestorów, główne giełdy zachowywały się nadspodziewanie dobrze. S&P 500 zwyżkował o 28 proc., osiągając drugi najlepszy wynik w ciągu ostatnich dwudziestu dwóch lat. Nieznacznie wyższą, sięgającą prawie 30 proc., stopę zwrotu osiągnął jedynie w 2013 r. Technologiczny Nasdaq Composite zwiększył swoją wartość o nieco ponad jedną trzecią. Na tym tle dość skromnie prezentuje się Dow Jones, zyskujący „zaledwie" 21 proc. Jako główne przyczyny tak znakomitych wyników na Wall Street można wskazać relatywnie dobrą kondycję amerykańskiej gospodarki oraz niespodziewany zwrot w polityce pieniężnej Fed. Choć dynamika PKB Stanów Zjednoczonych uległa zdecydowanemu obniżeniu, to jednak pozazdrościć jej mogą pozostałe państwa rozwinięte, a w takich obszarach jak rynek pracy sytuacja była i jest wręcz doskonała. Jednocześnie obawy przed recesją, sygnalizowane przez złowrogie „odwrócenie" krzywej rentowności obligacji, oraz przed konsekwencjami wojny handlowej, skłoniły Rezerwę Federalną do dokonania serii trzech obniżek stóp procentowych. Taka mieszanka musiała podziałać mobilizująco na Wall Street. Trzeba jednak pamiętać, że amerykańskie indeksy rok rozpoczynały z bardzo niskiego poziomu, po głębokim tąpnięciu z ostatnich trzech miesięcy 2018 r., w wyniku którego S&P 500 stracił prawie 20 proc.
W przypadku głównych giełd europejskich, a w szczególności parkietu we Frankfurcie, za silną zwyżką przemawia na dobrą sprawę tylko ten ostatni argument (start z niskiego poziomu), gdyż gospodarka Niemiec i strefy euro znajduje się w fatalnej kondycji. Można powiedzieć, że parkiety naszego kontynentu zdyskontowały w pełni tę tendencję w 2018 r., który DAX kończył spadkiem o ponad 18 proc. Ale jednocześnie trudno argumentować, że sięgająca 25 proc. zwyżka we Frankfurcie i 26 proc. w Paryżu, osiągnięte w mijającym roku, to zapowiedź poprawy koniunktury gospodarczej, bo na razie nic na taki scenariusz nie wskazuje. Co gorsza, Europejski Bank Centralny nie ma już zbyt wielu narzędzi, za pomocą których mógłby stymulować wzrost, rządy nie garną się do użycia narzędzi polityki fiskalnej, a do tego nad kontynentem wciąż „wisi" kwestia brexitu, którego przeprowadzenie nawet w najbardziej łagodnej formie, gospodarce strefy euro z pewnością nie pomoże. W dobrych nastrojach kończy się rok także w Londynie, gdzie FTSE250 zyskuje 24 proc. Ciekawostką może też być sięgający 29 proc. wzrost indeksu giełdy mediolańskiej, choć gospodarka Włoch była najbliżej stanu technicznej recesji. Z kolei Nikkei zwyżkuje o skromne 19 proc., choć Japonia z recesji wyraźnie się wydźwignęła, a w trzecim kwartale dynamika PKB osiągnęła przyzwoite 1,8 proc.
Na rynkach wschodzących sytuacja w mijającym roku była dość zróżnicowana. MSCI Emerging Markets zwyżkuje o 15 proc., a więc wyraźnie słabiej niż większość indeksów giełd rozwiniętych, a mówiąc ściślej, o 9 punktów mniej niż MSCI World Index, grupujący 23 rynki dojrzałe.
Książęca woli zapomnieć
Na warszawskim parkiecie mijający rok nie będzie z pewnością dobrze wspominany, tym bardziej że jego pierwsze miesiące upływały w niezłej atmosferze. Do pierwszych dni lutego WIG20 zyskiwał 6 proc., mWIG40 do kwietnia rósł o prawie 10 proc., a sWIG80 o ponad 15 proc. Okazało się jednak, że w przypadku wszystkich tych wskaźników był to szczyt tegorocznych możliwości byków i osiągnięte wówczas poziomy jeszcze długo pozostaną „niezagrożone". Indeks największych spółek w grudniu testował tegoroczne minimum, będące jednocześnie poziomem najniższym od prawie trzech lat. Jeśli porównać go z poziomem poprzedniego szczytu ze stycznia 2018 r., to WIG20 jest na granicy bessy (11 grudnia tracił do owego szczytu 22 proc.). Z sięgającym od początku roku 6-proc. spadkiem plasuje się w wąskim gronie najgorszych światowych indeksów, do spółki ze wskaźnikami giełd z Malezji, Bułgarii, Ukrainy i Chile. O zbliżony do zera roczny bilans mają jeszcze jakieś szanse powalczyć indeks szerokiego rynku oraz mWIG40, tracące do minionego czwartku po około 1 proc. Na tym tle imponująco zdaje się wyglądać sięgająca 13 proc. zwyżka indeksu najmniejszych firm, ale to niewielkie pocieszenie dla raczej dość nielicznych inwestorów. Trochę złośliwie można by powiedzieć, że choć indeksom wartości nie przybyło, to jednak mamy więcej indeksów, bo giełda w mijającym roku znacząco powiększyła ich „paletę". Niestety, od samego mieszania herbata nie stała się słodsza, tym bardziej że trzy z tych nowości stanowią po części kompilację już istniejących, na przykład na WIG.MS-PET składa się sektor paliwowy, gazowy i chemiczny, a na WIG.MS-BSA – spółki energetyczne, górnicze i surowcowe. Kontynuując złośliwości, można by zapytać, czy giełda antycypowała pojawienie się rządowych koncepcji łączenia państwowych firm w międzybranżowe konglomeraty.