Jastrzębski podkreślił, że z punktu widzenia banków kluczowym elementem ugód ma być zagwarantowanie stabilności porozumień z klientami. „Bank, wychodząc do klientów z racjonalną, dobrowolną ofertą, powinien mieć zagwarantowane, że jej realizacja i rozliczenie się według uzgodnionych zasad ostatecznie wyeliminuje ryzyko prawne związane z umową, a ewentualne próby późniejszego dochodzenia przez klienta dalej idących roszczeń nie będą honorowane przez porządek prawny" – ocenił szef KNF.
Instytucja rozpoczęła już współpracę z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów, szukając formuły, która pozwoli zrealizować te założenia i zagwarantować ochronę praw konsumentów. Zdaniem szefa KNF akceptacja UOKiK dla wdrożonego rozwiązania będzie stanowiła kluczowy czynnik jego powodzenia oraz może być uzyskana jedynie wówczas, gdy rozwiązanie to będzie zapewniało odpowiedni poziom ochrony interesów konsumentów.
Nie ma mowy o ustawie, ale chodzi o samoregulację branży i wypracowanie jednolitego podejścia. – Jesteśmy gotowi być animatorem tego procesu. Jesteśmy otwarci na rozmowy zmierzające do tego, aby jak najszybciej wypracować w tej sprawie najlepsze rozwiązanie i przejść do jego realizacji, przy czym moim zdaniem wielką wartością byłoby wypracowanie jednolitego standardu branżowego, który w niezmienionej postaci byłby stosowany przez poszczególne banki – zaznaczył Jastrzębski.
Frankowicze skorzystają?
Czy klienci będą skłonni zaakceptować propozycje banków? – Diabeł tkwi w szczegółach. Ugoda może być atrakcyjną opcją dla tych, którzy z różnych powodów nie chcą wchodzić na drogę sądową, np. są nie do końca przekonani, czy wygrają, nie chcą angażować pieniędzy, czasu i życiowej energii na wieloletni spór sądowy. Jeśli mogliby dogadać się z bankami w prosty, tani i szybki sposób, a warunki byłyby jasne, to takie ugody byłyby dla nich dobrym rozwiązaniem. Pod względem finansowym nie byłaby to jednak oferta atrakcyjna dla wszystkich. Im bardziej kurs z dnia udzielenia różni się od obecnego, tym więcej klient skorzysta z przewalutowania, a im dłuższy okres kredytowania, tym więcej będzie musiał „dopłacić" z powodu różnicy w oprocentowaniu. Dlatego najbardziej zainteresowani powinni być biorący kredyty w latach 200–2008, gdy kurs franka był najniższy. To powoduje, że wielu klientów zaciągających kredyty w innych latach, gdy kurs był wyższy i dla których zysk z przewalutowania byłby zbliżony do straty z przeliczenia różnicy w wysokości rat, nie pójdzie na ugody. Dla nich zostanie tylko liczenie na unieważnienie kredytu i brak opłaty za korzystanie z kapitału – mówi Andrzej Powierża, analityk DM Citi Handlowego. W latach 2007–2008 kurs franka obniżył się w okolice 2,2 zł, a nawet 2 zł. Na początku 2009 r. przekroczył już 3 zł, a dzisiaj wynosi 4,14 zł.
Duży dylemat banków
Do tej pory banki bardzo niechętnie oferowały ugody, a jeśli to robiły, to na niewielką skalę i z niezbyt atrakcyjnymi w oczach klientów warunkami. Ostatnio są jednak zalewane nowymi pozwami i większość spraw przegrywają. Czy widmo kosztów z tym związanych zmotywuje je do proponowania lepszych i licznych ugód? – Banki stoją przed dużym dylematem, bo szybkie i łatwe dla klientów ugody mogą spowodować, że o ugodę zawnioskuje znacznie więcej kredytobiorców, niż poszłoby do sądów, wszak na razie na taki krok zdecydowało się tylko 7 proc. frankowiczów. Koszty ugód dla banków mogą być podobne jak w przypadku kontynuacji spraw sądowych, które – zakładając, że ostatecznie połowa klientów pójdzie do sądów i wygra – mogą kosztować sektor blisko 45 mld zł. W przypadku ugód strata na pojedynczym kredycie byłaby niższa, ale partycypacja klientów większa – tłumaczy Powierża.
Pytanie brzmi, czy koszt ten uda się rozłożyć w czasie, czy należy go ująć od razu. Zdaniem analityków na pierwszy rzut oka drugi wariant wydaje się bardziej prawdopodobny, ale możliwość zatrzymania procesu zawierania ugód w każdym momencie może otwierać furtkę do przyjęcia pierwszego wariantu. – Nadwyżka kapitałowa banków ostatnio istotnie wzrosła, więc może się wydawać, że teoretycznie na poziomie sektora wpływ jednorazowego rozpoznawania kosztów ugód byłby do udźwignięcia, ale trzeba to zagadnienie rozpatrywać na poziomie poszczególnych banków, a nie sektora. Koszty nie byłyby równo rozłożone pomiędzy banki i te z większymi portfelami kredytów frankowych wymagałyby szybkiego dokapitalizowania. Wątpię, czy takie banki zgodziłyby się na masowe ugody, gdyby oceniały, że doprowadzi je to do konieczności podwyższenia kapitału lub znalezienia inwestora – zastrzega analityk DM Citi Handlowego.