Protokół z ostatniego posiedzenia amerykańskiego banku centralnego wskazuje na coraz większe prawdopodobieństwo rozpoczęcia redukcji skupu aktywów jeszcze w tym roku. Informacja ta stała się w czwartek katalizatorem spadków na światowych giełdach.
Słabość rekordów
Hossa w USA trwa już od 2009 r. Tamtejsze indeksy w ostatnim czasie systematycznie wyznaczały nowe rekordy, podobnie zresztą jak europejskie wskaźniki. Jednak o tym, że rekordy te mają kruche podstawy, świadczyć mogło kilka czynników, m.in. niska wartość obrotów.
– Kursy akcji są znacznie wyższe (w USA) niż w styczniu 2020 r., a stopy tak naprawdę podobne i perspektywy na 2022 r. też niezbyt się różnią od tych przedpandemicznych. Szaleństwo musi się skończyć i może to się stać już w najbliższych miesiącach – uważa Marcin Materna, szef działu analiz w Millennium DM. Wskazuje, że oprócz spadku obrotów, znakiem nadchodzącej korekty może być też spadająca szerokość rynku.
Zniżkujące obroty na warszawskiej giełdzie (szczegóły w ramkach obok) mogą być kwestią wakacyjnego marazmu, ale również oznaką, że wyczerpuje się popyt. – Rekordy powinny być potwierdzane obrotami. Jeśli nie są, oznacza to że koniec wzrostu jest bliski. W zasadzie ekspansja pocovidowa jest już w cenach, spółki, korzystając z chwilowego ograniczenia podaży, operują na rekordowych marżach – mówi Materna. Dodaje, że wszystko to jednak przekłada się na inflację, która zaczyna niepokoić inwestorów. Obawiają się oni podwyżek stóp, a te będą dla wycen bezwzględne, szczególnie dla spółek wycenianych dzisiaj przy wskaźnikach cena do zysku rzędu 30–40. To z kolei nakazuje ostrożność w inwestowaniu i przekłada się na niskie obroty.