Podczas ostatniej konferencji Izby Domów Maklerskich w Bukowinie Tatrzańskiej dyskutowano m.in. o tym, jak rynek kapitałowy może wspierać innowacje i infrastrukturę. Teraz jednak wszyscy żyją koronawirusem, który już odciska i zapewne nadal będzie odciskał piętno na rynku.
To miał być rok przełomu na polskim rynku kapitałowym. Po wielu latach pogłębiającej się beznadziei, której najlepszym obrazem była ucieczka spółek z giełdy, brak nowych IPO, spadające obroty i indeksy, wydawało się, że jesteśmy blisko dna albo właśnie je ubijamy. „Gorzej przecież już być nie może" – słychać było od uczestników rynku. W końcu pojawiały się także realne, a nie tylko życzeniowe czynniki, który miały być wsparciem dla rynku. Mowa oczywiście o programie PPK, a także o planowanym przekształceniu OFE w IKE. W 2019 r. rząd po wielu latach zmagań stworzył i przyjął również strategię rozwoju rynku kapitałowego (SRRK). Daleko jej do ideału, ale rynek kapitałowy był już w takim stanie, że z pocałowaniem ręki brał wszystko to, co mogło świadczyć o tym, że decydenci faktycznie traktują go na poważnie i chcą mu pomóc. Nie minął jednak pierwszy kwartał tego roku, a rynek kapitałowy, tak jak i cały świat, stanął na głowie. Nikt już nie mówi o PPK, OFE czy też SRRK. Istnieje tylko temat koronawirusa.
A miało być tak pięknie
– Widzimy zagrożenia, jak chociażby wpływ koronawirusa na gospodarkę i rynki finansowe, co może osłabić lub opóźnić pozytywne efekty zmian na rynku krajowym – mówił na początku marca „Parkietowi" Radosław Olszewski, prezes DM BOŚ. Wtedy jeszcze na rynku panował jednak względny spokój. Dzisiaj nikt chyba nie jest w stanie przewidzieć, co jeszcze się wydarzy. Tym bardziej więc trudno jest ryzykować stwierdzenie, że ten rok będzie rokiem przełomu i odbudowy polskiego rynku kapitałowego. Najpierw trzeba pokonać koronawirusa. Dzisiaj jednak wiara w to, że sytuacja jakoś znacząco się polepszy, zmienia się w zwątpienie.
Można by rzec, że koronawirus uderzył w nasz rynek w najgorszym możliwym momencie. Akurat wtedy, gdy w końcu zaczęło się coś dziać. Na początku roku pojawiły się chociażby długo niewidziane napływy do funduszy akcji, a i w branży maklerskiej udało się zastopować odpływ klientów. Mało tego: liczba rachunków maklerskich nagle zaczęła rosnąć, a na rynku pojawili się zupełnie nowi inwestorzy, co zresztą było sporym zaskoczeniem dla samych brokerów. Wyceny akcji wielu spółek z indeksu WIG20 wydawały się relatywnie atrakcyjne, a mWIG40 i sWIG80 były już na ścieżce wzrostu. Powoli, ale jednak, rozpędzał się program PPK. Co prawda poziom partycypacji w I transzy pracowników okazał się pewnym rozczarowaniem, ale była to dla wszystkich cenna lekcja, która miała być odrobiona przy II transzy. Pierwsze pieniądze z PPK zaczęły pojawiły się zresztą na rynku. Lada moment rozwiązana miała zostać również kwestia OFE. I chociaż pomysł przekształcenia ich w IKE przy uwzględnieniu 15-proc. opłaty nie był rozwiązaniem idealnym, to w końcu jednak zdejmował on istotny czynnik ryzyka, który przez lata wisiał nad naszym rynkiem. W końcu także prognozy analityków mówiły już nie o odpływie kapitału z naszego rynku, ale o neutralnych lub nawet pozytywnych ruchach kapitałowych.