Kapitalizacja rynku kryptowalut osiągnęła w tym tygodniu rekord 2,24 bln USD, a wiele aktywów, z bitcoinem na czele, ustanowiło szczyty notowań. Trudno nie powiązać ostatnich wydarzeń z debiutem Coinbase na Nasdaqu. Największa w USA giełda kryptowalutowa weszła na jeden z największych parkietów na świecie. A jeszcze dekadę temu był to mały startup, którego pomysł biznesowy wywoływał u przedstawicieli finansowego mainstreamu raczej szyderczy uśmiech niż odruch sięgania po portfel. Wielu jednak uwierzyło w ten biznes, a w środę mogli sobie tę wiarę sowicie wynagrodzić.
Udane IPO
Do obrotu na technologicznej giełdzie weszły tylko istniejące akcje Coinbase. Nie było nowej emisji. Cena odniesienia została ustalona na 250 USD. Handel otworzył się po 381 USD, w szczycie kurs sięgnął 429,5 USD, w dołku 310 USD, a sesja zamknęła się przy kursie 366,17 USD. Przy tej ostatniej wycenie wartość firmy szacowana na podstawie kapitalizacji wynosi 86 mld USD. To tylko o 22 proc. mniej niż łączna kapitalizacja spółek wchodzących w skład indeksu WIG20.
Można powiedzieć, że środowym debiutem Coinbase nie tyle wszedł, ile wyważył drzwi do finansowych salonów. Kryptowalutowym ideowcom, dla których najważniejsza jest decentralizacja i wolność od pośredników, ten debiut zapewne nieszczególnie się podoba, podobnie zresztą jak sam biznes, który z decentralizacją nie ma nic wspólnego (model działania jest taki sam jak tradycyjnej giełdy). Trzeba jednak przyznać, że dla szerokiej adopcji walut bazujących na kryptografii i technologii blockchain to po prostu krok milowy, być może nawet większy niż zakupy Elona Muska czy Michaela Saylora. O tym debiucie informowały od dłuższego czasu najważniejsze media na świecie, pozwalając sobie nawet na porównania z takimi tuzami jak Microsoft, Google czy Facebook.
Gdyby ktoś w 2009 r. powiedział, że firma handlująca unikatowymi ciągami cyferek wejdzie w ciągu 12 lat na Nasdaq z wyceną 86 mld USD, to spalono by go na cyfrowym stosie. Ale przecież historia Coinbase'u, a właściwie jego założyciela Briana Armstronga, to kolejny, po Billu Gatesie czy Stevie Jobsie, przykład człowieka, który uwierzył w niszową technologię, zainwestował w nią lata pracy oraz pieniędzy i stał się miliarderem, a być może nawet kreatorem trendów w świecie kryptograficznych finansów. Założyciel świeżo upieczonego debiutanta ma 20 proc. udziałów, co według stanu na czwartek rano dawało mu majątek o wartości ok. 17 mld USD. Nieźle. A zaczynał w 2012 r. z kapitałem 600 000 USD.