Rentowności znalazły się na poziomach z lutego br. To efekt mieszanki obaw o dalsze losy gospodarek (wariantu Delta wirusa), przekonania o przejściowości inflacji oraz wsparcia rynków ze strony banków centralnych. Tak wygląda sytuacja z lotu ptaka. Ale zachodzi wiele procesów, których efektem niekoniecznie musi być dalszy spadek rentowności. Takim czynnikiem są np. przepływy kapitału. W ostatnim okresie środki płyną zarówno na rynek akcji, jak i obligacji. Widać rosnącą koncentrację na obligacjach krótkoterminowych i inflacyjnych. Nie najlepiej pasuje to do tezy o przejściowości inflacji. Zgodnie z danymi CFTC krótka pozycja spekulacyjnych inwestorów w kontraktach na treasuries skurczyła się do poziomu z jesieni 2017 r. Szczególnie dynamicznie wierzących we wzrost rentowności ubywało w lipcu. Takie powszechne przekonania o kierunku rynku kończą się niezbyt ciekawie, zwłaszcza dla tych, którzy wskoczyli do pociągu w ostatniej chwili. Lipiec był korzystny na rynkach bazowych pod względem relacji podaży i popytu. W sierpniu podaż zacznie rosnąć, zwłaszcza że EBC planuje zmniejszyć skalę skupu, począwszy od sierpnia. Plany wdrożenia „taperu" przez Fed nie są niczym nowym. O losach rynków obligacji i tak zadecydują dane makro. Scenariusz, w którym rentowności w USA i Niemczech nadal spadają, staje się coraz mniej prawdopodobny.