Spory indukowane

W ubiegłym tygodniu już po raz ósmy dyskutowaliśmy o sporach korporacyjnych i wydaje się, że temat ten został już dostatecznie głęboko przeanalizowany.

Publikacja: 04.10.2018 06:00

Mirosław Kachniewski, prezes zarządu, SEG

Mirosław Kachniewski, prezes zarządu, SEG

Foto: materiały prasowe

Pojawił się jednak nowy wątek sporów „indukowanych" – występujących w zupełnie innym obszarze funkcjonowania emitentów, ale z czasem przenoszonych na poziom korporacyjny, co może stać się nową świecką tradycją wobec problemów z dochodzeniem roszczeń na drodze „normalnych" relacji biznesowych.

W spółce prywatnej spory wewnętrzne zdarzają się stosunkowo rzadko, gdyż istnieje dużo mniejszy potencjał do rozbieżności. Natomiast w spółce publicznej jest zupełnie inaczej – akcjonariusze mogą mieć inne zdanie niż rada nadzorcza, a zarząd może mieć jeszcze inny pogląd. Jeśli do tego dodamy, że żadna z tych grup nie musi mieć takich samych celów, a zatem, że mogą się pojawić rozbieżności interesów pomiędzy akcjonariuszami, pomiędzy członkami rady, a nawet pomiędzy członkami zarządu, to mozaika potencjalnych konfliktów staje się coraz bardziej skomplikowana.

Wiele lat edukacji i doświadczeń spowodowało, że spory korporacyjne zostały mocno „oswojone" przez spółki. Wprawdzie ci szczęśliwcy, którym nie dane było takowych sporów doświadczyć, mają naturalną tendencję do ich bagatelizowania, ale w większości należy przyjąć, że temat jest dobrze przepracowany – służby prawne spółek wiedzą, jak minimalizować ryzyko wystąpienia takich zjawisk, jak je wykrywać na możliwie wczesnym etapie i jakie działania podjąć, aby minimalizować ryzyko strat. Wiedzą bowiem, że – jak w przypadku każdego pożaru – szybkość reakcji jest w takich przypadkach kluczowa. A że pośpiech jest złym doradcą, to trzeba mieć wcześniej przygotowane scenariusze działań, mieć osoby, które przez takie spory przeszły, względnie telefon do takich, które mogą szybko i kompetentnie doradzić.

Kłopot jednak w tym, że choć „normalne" spory korporacyjne są dobrze rozpoznane, to zmienia się ich geneza, co może rodzić dodatkowe komplikacje. Otóż spółka giełdowa – w odróżnieniu od prywatnej – jest narażona na transmisję konfliktu czysto biznesowego na poziom korporacyjny. Jeśli jakiś podmiot ma do nas żal i nie ma możliwości efektywnego dochodzenia swoich roszczeń na drodze konwencjonalnej, to może kupić kilka akcji i zyskać w ten sposób bardzo tanie, a jednocześnie niezwykle efektywne narzędzie nacisku. A jeśli sprawa jest poważniejsza, to może kupić nie kilka akcji, tylko kilka procent. Może też kupić akcje spółki matki, żeby zwiększyć siłę argumentów.

Ostatnie wdrożone i planowane zmiany regulacyjne powodują natomiast, że może powstać jeszcze jeden zupełnie nowy rodzaj sporów indukowanych – chodzi mianowicie o spory administracyjne. Rosnące uprawnienia organów administracji powodują, że decyzją organu nadzoru, organów skarbowych czy prokuratora można w zasadzie zamknąć spółkę. Przykładowo projekt ustawy o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych zakłada przyznanie prokuratorowi bardzo szerokich kompetencji, dzięki którym może on w ramach czynności zapobiegawczych (a zatem bez zgody sądu, bez możliwości odwołania, nawet bez uprzedniej wiedzy zainteresowanego podmiotu) np. zakazać prowadzenia określonego rodzaju działalności, zakazać podejmowania określonych kroków korporacyjnych czy też zamrozić aktywa na poczet ewentualnej sankcji. A najbardziej dotkliwa sankcja przewidziana w ustawie to likwidacja spółki.

Oczywiście przy okazji tworzenia tych regulacji słyszymy rytualne zapewnienia, że wprowadzane tam sankcje czy środki zapobiegawcze nie są po to, żeby z nich korzystać, tylko żeby z nich nie korzystać. Ja mam co do takiej retoryki trojakiego rodzaju zastrzeżenia. Po pierwsze, nie widzę sensu wdrażania regulacji, które by nie miały być stosowane. Po drugie, nawet jeśli byśmy uznali, że są one tylko „na wszelki wypadek", to skłonność spółki do negocjacji z organami administracji będzie daleko większa w obliczu zagrożenia karą śmierci. I po trzecie wreszcie, nawet jeśli intencje projektodawców są rzeczywiście jak najczystsze, to nie mamy pojęcia, czy równie powściągliwie zachowywać się będą wszyscy ci, którzy te narzędzia dostaną do ręki przez kolejne lata.

W przyszłości możemy mieć zatem do czynienia z takimi sytuacjami, że spory biznesowe przenoszone będą na poziom korporacyjny, a jeśli to nie wystarczy, to wówczas możliwe będzie zainteresowanie danym emitentem organów administracji. W zależności od rodzaju informacji zebranych w trakcie sporu biznesowego i korporacyjnego punktami zaczepienia mogą być kwestie podatkowe, raportowania ważnych informacji (np. dotyczących samego faktu istnienia sporu), funkcjonowanie sygnalistów, istnienie stosownych procedur antykorupcyjnych, względnie podejrzenie wystąpienia jakiegokolwiek bardzo ogólnie zdefiniowanego „czynu zabronionego".

Jest to o tyle prawdopodobne, że obecna droga sądowa jest bardzo mało popularna (zgodnie z deklaracjami uczestników konferencji spór rozstrzygany jest w sądzie w zaledwie 5 proc. przypadków), a zatem aż się prosi poszukiwanie rozwiązań alternatywnych. Obecnie jest nim głównie rozwiązanie polubowne (ponad 61 proc.), ale nowe możliwości prawne mogą powodować, że adwersarze będą chcieli zaangażować w spór organy administracji. Jeśli tak się stanie, to wówczas będziemy mieli do czynienia z zupełnie innym wymiarem rynku całkowicie regulowanego.

Mirosław Kachniewski, prezes zarządu, SEG

Felietony
Altcoiny – między potencjałem a ryzykiem
Felietony
Dyskretny urok samotności
Felietony
LSME – duże wyzwanie dla małych spółek
Felietony
Złoty wciąż ma potencjał do aprecjacji, ale w wolniejszym tempie
Felietony
Jak wspominam debiut WIG20
Felietony
Wszystko jest po coś i ma znaczenie