Euroobligacje nie dla euroobywateli

Powstanie nowa platforma aukcyjna, ale dostępna będzie jedynie dla wybranych dilerów dopuszczonych do udziału w rynku pierwotnym. Nie został przewidziany bezpośredni udział innych instytucji finansowych, a tym bardziej inwestorów indywidualnych.

Publikacja: 01.07.2021 05:00

dr Mirosław Kachniewski, prezes Zarządu, Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych

dr Mirosław Kachniewski, prezes Zarządu, Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych

Foto: materiały prasowe

Pandemia przeorała wiele dogmatów na rynku finansowym. Jednym z rezultatów będzie pojawienie się zupełnie nowego instrumentu finansowego – obligacji emitowanych przez Unię Europejską. Będzie to jeden z najbezpieczniejszych instrumentów na świecie, idealnie wprost skrojony dla inwestorów indywidualnych. Szkoda, że nie będzie do nich skierowany.

Wyjście UE z kryzysu pandemicznego wiązać się będzie z uruchomieniem bezprecedensowego programu wsparcia gospodarek krajów członkowskich – NextGenerationEU (NGEU). Dużo się mówi o podziale tych środków, ale nie mniej istotna jest kwestia, skąd się one wezmą. To jest, jak fizycznie pozyskane zostaną fundusze, które przekazane będą (w formie pożyczek lub wsparcia bezzwrotnego) poszczególnym krajom na realizację ich planów odbudowy. Idea jest bardzo ciekawa – UE jako podmiot o niższym ryzyku kredytowym pozyska stosunkowo tanio środki, które będzie mogła na takich samych korzystnych zasadach przekazać państwom członkowskim.

Chodzi o astronomiczną kwotę 806 mld euro, co oznaczać będzie plasowanie ok. 150–200 mld euro rocznie. Pojawi się zatem podaż papierów wartościowych równoważna potrzebom pożyczkowym największych państw unijnych. I – niestety – to zbliżenie kwotowe zaowocowało zbliżeniem mentalnym, tj. koncepcją wykorzystania starej infrastruktury rynku finansowego do obsługi nowego instrumentu finansowego, innego od wszystkiego, co dotychczas widzieli inwestorzy.

Środki te pozyskane zostaną w sposób trywialny – tak jakby chodziło o emisję obligacji któregoś z dużych państw członkowskich. Czyli wyłonieni zostaną dilerzy pierwotni, którzy zapewnią popyt, a w zamian za to będą mogli odsprzedawać te obligacje pozostałym uczestnikom rynku. Oczywiście są argumenty za tym, aby skorzystać z obecnej infrastruktury – bo już istnieje, bo zapewnia lepszą koordynację, bo daje ciągłość finansowania przy przewidywalnych kosztach.

Jednocześnie jednak jest to ustawienie euroobligacji na tej samej półce, co „zwykłych" obligacji skarbowych, choć można było je pozycjonować dużo wyżej. Przecież pojawienie się nowego, być może najbezpieczniejszego instrumentu finansowego na świecie na terenie zamieszkałym przez najbardziej zamożne społeczeństwo aż krzyczy o stworzenie nowego mechanizmu alokacji tych obligacji.

Niestety, tak się nie stanie. Powstanie wprawdzie nowa platforma aukcyjna, ale dostępna będzie jedynie dla wybranych dilerów dopuszczonych do udziału w rynku pierwotnym. Nie został przewidziany bezpośredni udział innych instytucji finansowych, a tym bardziej inwestorów indywidualnych. Ilustruje to rozdźwięk pomiędzy frazesami dotyczącymi dbałości o interes inwestora a realnymi działaniami regulacyjnymi ograniczającymi jego rzeczywiste możliwości.

A przecież stworzenie idealnego instrumentu dla inwestorów indywidualnych powinno wprost wiązać się z możliwością ich bezpośredniego udziału w rynku pierwotnym. Dałoby to z jednej strony dostęp UE do stosunkowo taniego pieniądza, a z drugiej – pozwoliłoby dużej części społeczeństwa unijnego nie tylko na bezpieczne ulokowanie nadwyżek finansowych, ale mogłoby być pierwszym krokiem w drodze do szerszego zaangażowania na rynku kapitałowym. Dodatkowym bonusem byłoby związanie euroobywateli z Unią Europejską – ich sytuacja finansowa byłaby ściśle powiązana z powodzeniem projektów realizowanych przez UE.

Oczywiście mam świadomość, że moja koncepcja jest utopijna, gdyż jej wdrożenie naruszałoby zbyt wiele interesów zbyt ważnych podmiotów. Chodzi nie tylko o największe instytucje finansowe, które w przyjętym modelu zapewnią sobie oligopolistyczny udział w rynku pierwotnym. I nie tylko o banki, które nie będą w ten sposób miały poważnego konkurenta wobec ich lokat. Przede wszystkim mam na myśli najsilniejsze gospodarczo państwa członkowskie. One są nieco poszkodowane nawet w obecnym modelu. W ich przypadku bowiem zysk wynikający z różnicy pomiędzy oprocentowaniem obligacji krajowych a unijnych będzie najmniejszy, a ryzyko wynikające z konieczności późniejszej spłaty zaciągniętych zobowiązań unijnych obciąży ich w sposób największy. Gdyby dodatkowo wdrożona została koncepcja „superobligacji", to finansowanie ich długu publicznego stałoby się dużo droższe.

Dlatego w warstwie racjonalnej nie mam pretensji, że wdrażany system finansowania NGEU nie przyniósł przełomu. Ale w warstwie emocjonalnej aż coś we mnie kipi, bo właśnie tracimy szansę – być może bezpowrotną – na zbudowanie rynku przyjaznego dla inwestorów. Niemniej, jeśli nie będziemy mieć marzeń, to na pewno się one nie spełnią. Śmiało zatem rysujmy nasze koncepcje zmian. Tak jak w wielu obszarach konsumenci wymusili obalenie monopoli, wdrożenie mechanizmów rzeczywistej ochrony ich interesów, tak może i na rynku kapitałowym kiedyś to oni staną się najważniejsi.

Felietony
30 lat z WIG20
Felietony
Co czeka rynek venture capital w Polsce?
Felietony
Dwie strony medalu
Felietony
Rozważając błędy młodości. I błędy w ogóle
Felietony
Trudne relacje
Felietony
Zmiana perspektyw polityki Fedu