Już potwierdzony wzrost inflacji pod koniec ubiegłego roku oraz wciąż oczekiwany w najbliższych miesiącach nie powinien stanowić zaskoczenia. Podwyżki płacy minimalnej, wzrost cen administracyjnych czy cen energii, wreszcie, widoczny również globalnie, wzrost cen żywności nie mogły nie znaleźć odzwierciedlenia w poziomie cen konsumpcyjnych.

Zatem przynajmniej do lata, kiedy efekty bazowe z ubiegłego roku zastopują inflację, musimy się liczyć ze wzrostem cen przekraczającym górną granicę odchylenia od celu inflacyjnego NBP (3,5 proc.).

Rosnąca inflacja przy równoczesnym trzymaniu stóp procentowych banku centralnego na niezmiennym poziomie ma swoje konsekwencje. Przypomnijmy, że ostatni raz w Polsce stopa referencyjna NBP wzrosła w maju 2012 r. Wraz z niską główną stopą NBP na niskim poziomie pozostaje oprocentowanie depozytów w bankach. W listopadzie ub.r. średnie oprocentowanie depozytów dla gospodarstw domowych z terminem zapadalności do dwóch lat wynosiło zaledwie 1,4 proc., przy inflacji notowanej wtedy na poziomie 2,6 proc., w grudniu ceny wzrosły jeszcze mocniej, bo do 3,4 proc., a oprocentowanie w bankach zapewne w najlepszym przypadku pozostało na dotychczasowym poziomie. Jeśli uwzględnimy jeszcze podatek od zysków kapitałowych, tzw. podatek Belki, w wysokości 19 proc., realne oprocentowanie depozytów do dwóch lat wyniesie minus 2,3 proc., czyli taka będzie realna strata w przypadku tego typu lokat. Dla lokat dłuższych niż dwa lata wynik będzie nieco „lepszy", bo tylko minus 1,7 proc. Niektóre prognozy przyszłej inflacji wskazują na prawdopodobieństwo jej wzrostu nawet w okolice 4,5 proc. W takim przypadku, przy braku zmiany oprocentowania środków powierzanych bankom, realne straty z depozytów do dwóch lat wyniosą ok. 3,5 proc., a powyżej dwóch lat zbliżą się do 3 proc. Sytuacja bezprecedensowa w obecnym stuleciu. Jedynie wiosną 2011 r. przez kilka miesięcy opłacalność trzymania środków na lokatach bankowych była na zbliżonym poziomie.

Konsekwencje takiej sytuacji już widzimy w przypadku rynku nieruchomości. W I kwartale 2019 r. wg danych NBP 71 proc. wartości mieszkań kupionych na rynku pierwotnym w siedmiu największych miastach stanowiły te kupione za gotówkę. Od III kwartału 2015 r. zakupy gotówkowe stanowią ponad 60 proc. wartości transakcji. Prawdopodobne dalsze pogarszanie rentowności lokowania wolnych środków na depozytach bankowych pogłębi jeszcze te tendencje. W dalszej perspektywie grozi to perturbacjami na rynku nieruchomości. Poszukiwanie dodatniej stopy zwrotu nie dotyczy jednak tylko rynku mieszkaniowego.

Dane Ministerstwa Finansów wskazują, że popyt inwestorów indywidualnych na obligacje skarbowe w 2019 r. wyniósł 17,3 mld zł, o 36 proc. więcej niż rok wcześniej. Można zaryzykować stwierdzenie, że w obecnych warunkach rynkowych sytuacja osób o niskiej skłonności do ryzyka, chcących jedynie chronić wartość swoich oszczędności, staje się niezwykle trudna. A przecież wzrost oszczędności krajowych miał być jednym z filarów wzrostu inwestycji w długim okresie.