Uwagę będzie zwracać to, jak rozkładane są akcenty w dyskusji pomiędzy rynek pracy, a inflację. Nie brak głosów (co widać też w komentarzach członków FED, jakie pojawiały się w ostatnich tygodniach), że głównym powodem dla wrześniowego cięcia stóp były obawy o rynek pracy, a inflacja nadal pozostaje problematyczna. Do tego dochodzi też przewijający się coraz bardziej aspekt wpływu AI na rynek pracy - tylko wczoraj wspomnieli o tym Bostic i Daly, zwracając uwagę na to, że może ona w dłuższym okresie znacząco wpłynąć na produktywność. Innymi słowy, być może za kilka miesięcy okaże się, że sytuacja na rynku pracy wcale nie jest taka zła (bo to wpływ AI obniża zapotrzebowanie na nowe etaty), a problemem będzie przesuwanie się w górę tzw. poziomu stopy neutralnej FED, co de facto będzie ograniczać perspektywy dla ewentualności mocniejszych cięć stóp w dłuższym terminie.
A w krótkim okresie? Goverment shutdown trwa nadal i inwestorzy, oraz ekonomiści wciąż patrzą na gospodarkę przez "brudną szybę" - wczoraj nie dostaliśmy danych o bilansie handlowym, ale być może nie otrzymamy też kluczowych danych o inflacji CPI i PPI w przyszłym tygodniu. Donald Trump zapowiedział wczoraj, że shutdown jest dobrym okresem do zrobienia dobrych rzeczy i na dniach zaprezentuje plan zwolnień w agencjach federalnych. Dodał też, że chętnie porozmawiałby z demokratami, ale nie mają oni lidera i nie jest nim szef demokratów w Senacie, Chuck Schumer. W efekcie oczekiwania, co do czasu trwania shutdownu znów rosną - według bukmacherów z Kalshi.com jest to 22 dni.
Wczoraj nowojorski oddział FED opublikował swoją ankietę oczekiwań inflacyjnych, które w krótkim terminie (do roku) wzrosły do 3,4 proc., a w długim (do 5 lat) skoczyły do 3,0 proc. W kontekście dzisiejszych zapisków FED, oraz ostatnich wystąpień przedstawicieli tego gremium, warto zastanowić się na ile rynek słusznie wycenia dwie obniżki stóp po 25 punktów baz. do końca roku (obecna wycena to -45 p.b.) Jeżeli to zacznie się zmieniać, to dolar może mieć preteksty do dalszego podbicia, a na ryzykownych aktywach pojawi się korekta.
Dotyczy to także złota, którego notowania znalazły się już w spekulacyjnej hiperboli. Inwestorzy kupują, bo... inni kupują, coraz widoczniejszy jest efekt FOMO i powtarzanie tych samych argumentów każdego dnia dla uzasadnienia ruchu. Warto zwrócić uwagę, że dynamika ruchu na innych kruszcach nieco wyhamowała, a na złocie mamy teraz bardziej efekt złamania psychologicznej bariery 4000 USD za uncję i zarazem szerokiego podjęcia tematu przez mainstreamowe media.
Pośród walut G-10 najsłabszy jest dzisiaj dolar nowozelandzki, gdyż RBNZ zdecydował się jednak na mocniejsze cięcie stóp (o 50 punktów baz. do 2,50 proc.). Uzasadniono to tym, że ryzyka inflacyjne znacząco spadły i może ona wrócić w rejon środka celu 2,0 proc. już w pierwszej połowie 2026 r. To pozostawia furtkę do dalszych ruchów. Dalej mamy franka, jena i korony skandynawskie. Euro traci niewiele, chociaż wątek sytuacji we Francji jest nadal mocno reprezentowany w depeszach agencyjnych - liderzy prawicowego Frontu Narodowego odrzucili propozycje rozmów w sprawie sformowania tzw. rządu quasi-technicznego o co miał poprosić Sebastiena Lecronu prezydent Macron. Perspektywa przedterminowych wyborów jest coraz bardziej realna.