Mocniejszy dolar na globalnym rynku to zazwyczaj przepis na słabszego złotego. Prawidłowość tę widzieliśmy też w czwartek. Dolar zyskiwał na wartości, a to uderzyło w notowania naszej waluty. Po południu osłabiała się ona wobec „zielonego” o 0,4 proc., który był wyceniany na 3,96 zł. Euro drożało o 0,2 proc. do 4,34 zł. Oczywiście te ruchy trudno jest uznać za znaczące, ale na pewno warto je odnotować. Z nieco dłuższej perspektywy pozostajemy natomiast w konsolidacji.
- Kluczem do oceny dnia wydają się być dane inflacyjne z godz. 14.30, które premiują spadki eurodolara. Mocniejszy dolar zwyczajowo przekłada się na słabszego złotego. Rynek otrzymał również wskazanie sugerujące, iż marcowa obniżka stóp ze strony Fed może zostać odsunięta - podkreśla Konrad Ryczko, analityk DM BOŚ.
Od początku było wiadomo, że dane o inflacji ze Stanów Zjednoczonych będą kluczowym odczytem w czwartek. Inflacja CPI wyniosła 3,4 proc., podczas gdy rynek oczekiwał odczytu na poziomie 3,2 proc.
- Dzisiejsze odczyty mogą w najbliższym czasie zadziałać niczym otrzeźwiający prysznic i ostudzić zbyt mocno rozpalone nadzieje dotyczące terminu pierwszej obniżki. W takim scenariuszu początek roku może przynieść korektę silnych przetasowań i atmosferę wyczekiwania na rozwój sytuacji gospodarczej. Skala luzowania i zarazem przestrzeń do osłabienia dolara będzie przecież warunkowana także przez to, jak mocno cykl podwyżek schłodzi koniunkturę w USA. Jeśli potwierdzi się, że w drugim i trzecim kwartale amerykańska gospodarka będzie się kurczyć, to dolar znajdzie się w opałach - uważa Bartosz Sawicki, analityk firmy Cinkciarz.pl.