W środę nastroje w Europie poprawiły się nieco. Włoski rząd doprecyzował pomysł opodatkowania banków – ma być ono limitowane i brać pod uwagę oferowaną wysokość oprocentowania depozytów. Giełdy zapaliły się na zielono i część wtorkowych strat udało się im odrobić. Ciemne chmury nad rynkiem nadal jednak krążą, bo dane o dynamice cen w Chinach potwierdziły, że tamtejsza gospodarka wpadła w podwójną deflację – zarówno cen produkcji, jak i konsumenckich. To kolejne, po raporcie o eksporcie i imporcie, słabe informacje z punktu widzenia światowego wzrostu gospodarczego. Teoretycznie są dobre dla obligacji, bo mogą wspierać wiarę w koniec restrykcyjnej polityki pieniężnej. Dług nie zyskiwał jednak na wartości, bo sporo łagodzenia jest już w cenach, a problemy ze wzrostem i obniżane za oceanem ratingi stawiają pytania o adekwatną w tym obrazie wysokość marż kredytowych. Złotemu nie udało się odreagować wtorkowego stresu. Po południu kurs EUR/PLN zaczął się nawet jeszcze bardziej oddalać od 50-dniowej średniej kroczącej, w kierunku lipcowego szczytu wyznaczonego w okolicy poziomu 4,50. W czwartek uwaga rynku skupi się na danych zza oceanu. W ich strukturze inwestorzy będą szukać odpowiedzi na pytanie o dalsze decyzje w sprawie dolarowych stóp procentowych. Te, jak zapowiedział w lipcu J. Powell, będą już teraz zależeć od danych, w szczególności inflacji i z rynku pracy.