Euforyczna reakcja rynków na ogłoszone wstępne porozumienie powinna być postrzegana zatem bardziej jako odzwierciedlenie obecnych nastrojów. Teraz inwestorów czeka jednak powrót do szarej rzeczywistości.
Zapowiedź bliskości porozumienia mieliśmy już w piątek, co wysłało amerykańskie rynki na tegoroczne maksima. Szczególnie zyskiwały spółki technologiczne, gdzie szał związany ze sztuczną inteligencją dostał po prostu kolejny pretekst do ujawnienia się w zrachowaniach inwestorów. Oczywiście to dobrze, że porozumienie jest – nawet czysto techniczne bankructwo (polegające na tym, że limit nie zostałby podniesiony na czas i np. odsetki od długu nie zostałyby na czas wypłacone) oznaczałby zbędne zamieszanie. Jednak realnie nie było to oczekiwane i porozumienie miało być raczej formalnością. Teraz musi zostać jeszcze zatwierdzone przez Kongres i być może towarzyszyć będzie temu pewna polityczna gra, ale raczej ostatecznie nie powinno być z tym problemów.
Natomiast powrót do rzeczywistości może okazać się dość trudny. Po pierwsze, porozumienie zakłada brak wzrostu wydatków w kolejnym roku fiskalnym, zaczynającym się od października (a tym samym roku przedwyborczym) i tylko 1% wzrost w roku kolejnym. Oczywiście nadal oznaczać to będzie spory deficyt, ale inkrementalnie polityka fiskalna (przy obecnej inflacji) będzie restrykcyjna. Do tego Fed nie będzie miał dodatkowej przeszkody w podniesieniu stóp (jaką byłaby przeciągająca się niepewność) – to, czy tak postąpi, zależeć będzie od kolejnych danych, ale szansa na jeszcze jedną podwyżkę rośnie. Wreszcie, po finalnym przyjęciu ustawy Departament Skarbu zacznie agresywne emisje bonów skarbowych, ekspresowo ściągając z rynku całkiem spore ilości pieniądza. Dość powiedzieć, że przez temat limitu długu i problemów banków regionalnych nadpłynność sektora bankowego swoje minimum od czasu rozpoczęcia QT przez Fed odnotowała we wrześniu – teraz to dość szybko się zmieni.
Weekend przyniósł jeszcze jedno rozstrzygnięcie – wybory w Turcji wygrał dotychczasowy prezydent Recep Erdogan. Choć było to oczekiwane, nie było całkiem oczywiste i tak samo dla rynku walut wschodzących nie jest całkiem oczywiste, że Turcja (mająca sporo dolarowego długu) może zbankrutować, powodując prawdopodobnie dość spore zamieszanie.
Na razie jednak nastroje są dobre. O 9:00 euro kosztuje 4,52 złotego, dolar 4,21 złotego, frank 4,66 złotego, zaś funt 5,21 złotego.