To przekonanie w ostatnich dniach działało na korzyść euro. Na rynku daje też jednak o sobie znać niepewność dotycząca dalszej ścieżki polityki amerykańskiego banku centralnego. Ostatnio bowiem z Rezerwy Federalnej płynęły nieco sprzeczne sygnały. Raphael Bostic, szef oddziału Fedu w Atlancie, wyraził przekonanie, że cykl podwyżek zakończy się najpóźniej w drugiej połowie lata. Tymczasem Christopher Waller, członek Rady Gubernatorów Rezerwy Federalnej, powiedział, że ostateczny poziom stóp powinien być wyższy od 5,4 proc. Nieco więcej jasności możemy mieć dopiero po 14 marca, czyli odczycie inflacji konsumenckiej w USA. Ostatnie dni przyniosły jednak osłabienie dolara. O ile w poniedziałek za 1 euro płacono 1,054 USD, o tyle w środę nawet 1,068 USD, a w piątek 1,062 USD. W ślad za euro zyskiwał złoty. W poniedziałek notowania dochodziły do 4,48 zł za 1 USD, w środę zeszły do 4,37 zł, a w piątek po południu – 4,43 zł. Kierunek dla złotego wyznaczają więc ostatnio głównie Fed i EBC.

Tymczasem jen japoński zyskiwał podczas piątkowej sesji 0,6 proc. wobec dolara. Późnym popołudniem za 1 USD płacono 135,9 jenów. Kurs wrócił na poziom z 1 marca. Miesiąc wcześniej za 1 USD płacono około 128 jenów, a na koniec grudnia blisko 131 jenów. Bank Japonii pozostaje „ostatnim bastionem” ultraluźnej polityki pieniężnej, ale część traderów podejrzewa, że może sprawić „jastrzębią” niespodziankę.