Nie jest to co prawda wartość fatalna, ale niższy od prognoz odczyt nie daje żadnej pewności, że po serii rozczarowań, która nieprzerwanie trwała od marca do lipca, presja cenowa w końcu zaczyna krzepnąć.
Nie słabną tym samym wątpliwości inwestorów co do scenariusza zakreślonego przez Fed, w którym słabość inflacji bazowej jest przejściowa i ma swoje źródła w czynnikach jednorazowych. Wśród nich dominują przede wszystkim zmiany taryf operatorów telekomunikacyjnych i bardzo wysoka zmienność stawek hotelowych. Gdyby wyłączyć obie kategorie, to trend w kształtowaniu się cen nie pozostawiałby już złudzeń, że kolejne podwyżki są potrzebne. Szersza miara inflacji konsumenckiej zanotowała dynamikę 2,2 proc. rok do roku, co oczywiście jest w znacznym stopniu pochodną huraganów Harvey i Irma, które wywindowały ceny paliw. Skutkowało to również silnym wzrostem sprzedaży detalicznej wspartym dodatkowo odbiciem sprzedaży aut. Przy rozgrzanym rynku pracy, pozytywnych tendencjach w przychodach gospodarstw domowych oraz wyśmienitych nastrojach konsumenckich nie można mieć większych obaw, czy spożycie indywidualne pozostanie silne.
Tyle tylko że bez ewidentnego i bezdyskusyjnego nasilenia presji płacowej i inflacyjnej to za mało, by trwale wesprzeć dolara i wywołać silne zwyżki rentowności amerykańskich obligacji skarbowych. Dane nie pomogą, nie pomoże pewnie też polityka – administracja Trumpa nie będzie w stanie w najbliższych tygodniach wykonać wystarczającego progresu ani na polu reformy systemu podatkowego, ani rozwiązania kwestii limitu zadłużenia. Największą szansą dla dolara może stać się namaszczenie na następcę Janet Yellen w fotelu prezesa Fedu kogoś z dwójki: Taylor – Warsh.
Zwłaszcza pierwszy kandydat, który stworzył regułę pozwalającą oszacować optymalny poziom kosztu pieniądza w oparciu o inflację i kondycję rynku pracy, byłby gwarantem jastrzębiego zwrotu w polityce monetarnej. Ukuta przez Taylora zasada sugeruje, że stopy powinny być minimum dwukrotnie wyższe niż obecnie. Rzecz jasna naiwnością byłoby liczenie, że jego ewentualny wybór doprowadzi do skokowego zacieśnienia. W perspektywie kilku kwartałów rynek nie wycenia jednak nawet dwóch pełnych podwyżek stóp procentowych, co ostro kontrastuje z projekcjami Fedu mówiącymi o czterech ruchach do końca 2018 r.