Chiny pokazały jednak, że nie będą unikać konfrontacji i mogą nie pozostawić Trumpowi wyboru.
Narracja w relacjach USA-Chiny w ostatnim czasie polegała na oskarżeniach ze strony USA związanych z pandemią, mieszczących się w przedziale od „niepoinformowania", aż do „celowego wywołania". Chiny oficjalnie wysyłały komunikaty o potrzebie dialogu i przyjaznych relacjach, ale przekaz lokalnych mediów nie był już taki delikatny. Mimo wszystko strony zdecydowały o kontynuowaniu porozumienia handlowego i mogło się wydawać, że skończy się na „machaniu szabelką". Taka strategia mogła być na rękę prezydentowi USA, który mógłby z jednej strony dużo mówić, ale z drugiej nie ściągać na gospodarkę i rynki negatywnych konsekwencji. Dlatego wczorajsze deklaracje chińskich władz są jak wyzwanie Trumpa na pojedynek.
W Chinach odbył się dwudniowy kongres partii rządzącej. Miał być poświęcony przede wszystkim sprawom gospodarczym. Zostały one jednak zepchnięte na drugi plan poprzez oświadczenie o potrzebie wprowadzenia rozwiązań egzekwujących „bezpieczeństwo narodowe" w Hong Kongu. W mieście jak i na zewnątrz zostało to odebrane jako koniec autonomii. Przypomnijmy, że protesty w Hong Kongu były bardzo głośne już rok temu i amerykański Kongres nawet przyjął pakiet niewiele znaczących w praktyce ustaw mających pokazać poparcie dla autonomii. Mówiło się po cichu, że Biały Dom mógł przymknąć oko na Hong Kong w zamian za korzystne warunki porozumienia handlowego. Teraz jednak w USA mamy kampanię, w której po pandemii negatywny stosunek do Chin w społeczeństwie jest bardzo duży. Fakt, iż Pekin nie wahał się podjąć takich kroków w tym momencie sprawi, że Trumpowi będzie niezwykle trudno zbyć sytuację samymi gestami. To jakie będą konsekwencje, zależeć będzie w krótkim terminie od postawy Demokratów w kampanii – mocna presja z ich strony nie pozwoliłaby Trumpowi na pokazanie słabości. W dłuższym terminie wzmaga to obawy o koniec globalizacji jaką znaliśmy przez ostatnich kilka dekad.
Z pozytywnych informacji warto zwrócić uwagę na znaczący spadek liczby nowych przypadków koronawirusa w UE. Wczoraj już tylko w Wielkiej Brytanii było ich więcej niż tysiąc. Wydaje się, że strategia ostrożnego otwierania daje rezultaty. Mimo to na świecie po raz pierwszy mieliśmy dwa kolejne dni z liczbą przypadków przekraczającą 100 tys., efekt pandemii w Ameryce Łacińskiej i nadal dość poważnej sytuacji w USA.
Piątkowy kalendarz zapowiada się dość spokojnie. Z danych wartych uwagi mamy sprzedaż detaliczną w Polsce (10:00) i Kanadzie (14:30), EBC opublikuje zapis dyskusji z ostatniego posiedzenia. Zamknięcie tygodnia może być jednak dość ciekawe, bo USA i Wielka Brytania wybierają się na długi weekend. Wzrost napięcia rynkowego oznacza, że waluty rynków wschodzących tracą dziś rano, szczególnie, że ostatnie ich umocnienie było naprawdę imponujące. O 9:10 euro kosztuje 4,5267 złotego, dolar 4,1478 złotego, frank 4,2714 złotego, zaś funt 5,0515 złotego.