Ride hailing rośnie jak na drożdżach. Segment ów, będący istotną częścią tzw. sharing economy, który reprezentuje współdzielone przejazdy zamawiane przez aplikację, a więc usługi takie jak oferują m.in. popularny Uber czy estońsko-chiński Bolt (dawniej Taxify), wart jest 122 mld dol. – wynika z najnowszych danych Strategy Analytics. Eksperci prognozują, że globalne przychody branży do 2023 r. sięgną już ponad 200 mld dol. – Ride hailing jest najszybciej rosnącą gałęzią usług związanych z mobilnością. W ciągu ostatniej dekady rynek wystrzelił, zaburzając dotychczasowy układ sił na rynku taxi – komentuje Roger Lanctot, analityk Strategy Analytics.
Według niego przepisy, które w wielu krajach ograniczyły działalność aplikacji łączących pasażerów z kierowcami, zahamowały nieco dynamikę rozwoju tego rynku. Eksperci twierdzą jednak, że rozsądne regulacje, a nawet spodziewane w niektórych krajach złagodzenie zakazów pomogą kolejnej fali wzrostu w branży przewozów. Ale raczej nie w Polsce.
Ustawa uderza w aplikacje przewozowe
Przyszłość młodej w naszym kraju branży ridehailingowej stanęła pod znakiem zapytania. Nowatorskie usługi pośrednictwa w przewozach, świadczone przez Ubera, Bolta, ale również takie apki jak iTaxi czy mytaxi, wymknęły się dotychczasowym przepisom. Innowacyjne usługi wkrótce będą jednak uregulowane, a w praktyce znikną, przynajmniej w dotychczasowej formie. Zgodnie bowiem z ustawą przewóz osób będą mogły od stycznia przyszłego roku świadczyć tylko oznakowane taksówki z licencjonowanym kierowcą. W tej sytuacji górą wydają się być taksówkarze, których protesty z początku kwietnia doprowadziły do podpisania porozumienia z rządem. Podczas negocjacji 10 kwietnia w Radzie Dialogu Społecznego ustalono, że – choć nie dojdzie do postulowanego przez branżę taxi wyłączenia aplikacji przewozowych – to zostaną zintensyfikowane kontrole wśród przewoźników.
– Ustawa będzie gwarantowała możliwość korzystania z aplikacji mobilnych, ale te aplikacje nie mogą służyć temu, by tworzyć nieuczciwą konkurencję, nieuczciwy rynek, niszczyć rynek taksówkarski. Na to na pewno nie pozwolimy – zastrzega Andrzej Adamczyk, minister infrastuktury.
Przyjęty z początkiem kwietnia przez Radę Ministrów projekt noweli tworzy jednakowe wymogi i warunki do równej konkurencji dla podmiotów prowadzących działalność gospodarczą związaną z pośrednictwem przy przewozie osób samochodami osobowymi i taksówkami. W projekcie zdefiniowano „pośrednictwo przy przewozie osób" jako działalność gospodarczą, polegającą na przekazywaniu zleceń z wykorzystaniem domen internetowych czy aplikacji. Przewidziano także możliwość stosowania aplikacji mobilnej jako alternatywnego urządzenia służącego do naliczania opłaty wobec obecnie stosowanego taksometru i kasy fiskalnej. Ma to dotyczyć taksówkarzy oraz okazjonalnego przewozu osób. W projekcie wskazano, że pośrednicy przy przewozie osób mogą zlecać usługi przewozowe wyłącznie przedsiębiorcy mającemu licencję upoważniającą do zarobkowego przewozu osób. A to – wbrew temu co mówią taksówkarze o pisaniu ustawy pod Ubera – uderza w model biznesowy aplikacji łączących pasażerów z kierowcami. Podobnie jak zapis mówiący, że przy składaniu wniosku o udzielenie licencji na wykonywanie transportu drogowego dotyczącego pośrednictwa firma musi mieć wpis do Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej (CEIDG) albo przedstawić numer w rejestrze przedsiębiorców w Krajowym Rejestrze Sądowym (KRS). To oznacza, że Uber czy Bolt, które mają centra rozliczeniowe za granicą, będą musiały w Polsce zarejestrować tę działalność.