Ed Morse, szef analiz surowcowych w Citigroup, należy do ekspertów obstawiających, że widmo recesji przeceni ropę. Fot. sarah pabst/bloomberg
Nie minął tydzień od kiedy analitycy banku JPMorgan Chase ostrzegli, że w skrajnym scenariuszu silnego ograniczenia produkcji przez Rosję ceny ropy mogą skoczyć do 380 dol. za baryłkę, a surowiec zanotował tąpnięcie. W piątek ceny brenta zmierzały do zamknięcia tygodnia 5-proc. spadkiem, a oznaczało to już piąty spadkowy tydzień z rzędu i odwrócenie większości zwyżek zanotowanych od rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
Za przeceną stały pogłębiające się obawy, że w popyt na ropę uderzy globalne spowolnienie. Rynek surowca, który od agresji Rosji na jej sąsiada jest podatny na silne wahania, podążył tym samym w ślad za rynkami innych aktywów cyklicznych, przez które w kończącym się tygodniu przetoczyła się fala wyprzedaży.
Łącznie w porównaniu ze szczytem sprzed miesiąca skala przeceny, napędzanej przez agresywne zaostrzanie polityki pieniężnej na świecie, przekraczała w środę 21 proc. Jednak już w drugiej połowie tygodnia ceny zaczęły odbijać za sprawą zapowiedzi stymulacji fiskalnej w importujących najwięcej ropy Chinach, ale przede wszystkim kolejnych obaw o ciągłość dostaw.
Zagrożone dostawy kazachskiej ropy
Rosyjski sąd zdecydował o czasowym zamknięciu terminala firmy CPC nad Morzem Czarnym, co miało być karą za naruszenie norm środowiskowych. Terminal, przez który eksportowana jest większość ropy wydobywanej w będącym 18. producentem na świecie Kazachstanie, na razie działa, ale ma zostać unieruchomiony na 30 dni.