Jak obecnie kształtuje się sytuacja cenowa na rynku stali? Produkty cały czas drożeją? No i kiedy należy spodziewać się stabilizacji?
Mamy chyba dobre informacje dla rynku, bo uważam, że pik cenowy już się skończył, przynajmniej na teraz. Zaczęło się od surowców, ponieważ Turcy mocno obniżyli cenę złomu, a jest to bardzo duży gracz na rynku, który wysysa złom m.in. z Europy. Kraj ten potrafi skupić nawet do 20 milionów ton złomu stalowego rocznie, co przekłada się na jego ceny. Trzeba pamiętać, że właśnie złom w przypadku naszego hutnictwa, czyli procesu elektrycznego, jest podstawowym surowcem. Obecnie obserwujemy obniżki cen produktów rzędu kilkunastu procent. Zobaczymy, gdzie rynek ustali granicę i ceny zatrzymają się. Uważam, że wspomniane obniżki są dobre dla gospodarki, ponieważ przegrzany rynek nikomu nie służy, szczególnie klientom i społeczeństwu. W przypadku znacznie rosnących cen moglibyśmy dojść do górnej granicy, po której przekroczeniu klienci wstrzymaliby się z zakupami, chcąc poczekać na korektę. Z kolei nam, jako producentom, zależy na tym, aby ceny stali utrzymały się na umiarkowanym poziomie, bo dla nas jest to neutralne, a dla rynku dobre, bo ma tańszy produkt. Najbardziej liczą się dla nas spready i marżowość. Mimo mojego ponad 30-letniego doświadczenia w branży nie podejmę się prognozowania cen i tego, kiedy mogą się zatrzymać. Rynek jest niezwykle rozchwiany, codziennie nas zaskakuje, a to dla nikogo nie jest pozytywne.
Jak ocenia pan obecną sytuację rynku stalowego w Polsce i Europie, szczególnie w kontekście wojny w Ukrainie? Rzeczywiście jesteśmy w stanie odpowiedzieć na zapotrzebowanie rynku, tylko musimy mieć na to czas?
Zgadzam się, ale trzeba zaznaczyć, że na świecie była i jest nadprodukcja stali. Mocy zainstalowanych jest grubo ponad 2 mld ton, podczas gdy zużycie jawne stali wynosi niecałe 1,8 mld. Moce więc są, tylko niewykorzystywane, ponieważ rynek jest nasycony. Co więcej, rynek ten stał się globalny. Surowiec importujemy z Korei, Rosji, Brazylii. Ograniczenia przyszły niedawno, takie jak sankcje na Rosję oraz safeguard (ochrona rynku), ustalający poziom importu do Europy z zagranicy. Mamy w Europie huty, które dotychczas pracowały na pół gwizdka i to zarówno elektryczne, jak i wielkopiecowe. Pracowały w takim trybie właśnie ze względu na potężny import z Ukrainy, Białorusi, Rosji czy Turcji. Co więcej, ze względu na położenie geograficzne, ten import odgrywał szczególnie dużą rolę m.in. na rynku polskim, ponieważ to głównie my absorbowaliśmy te dostawy. Z całą odpowiedzialnością podkreślam – żadnej stali nie zabraknie. Zupełnie inną kwestią jest jej wysoka cena. Na rynku jest drogo, ponieważ Unia Europejska narzuca nam wszelkiego rodzaju ograniczenia, jak m.in. opłaty za emisję CO2, a za granicą rynek ten jest jeszcze subsydiowany. W UE mamy bardzo wysokie koszty produkcji właśnie w stosunku do Rosji, Białorusi czy Ukrainy, dlatego nigdy nie będziemy w stanie konkurować z napływem taniej, importowanej stali. Rywalizujmy, ale na uczciwych warunkach. Biorąc pod uwagę zaawansowanie technologiczne naszych hut, gdybyśmy mieli konkurować na zasadach europejskich, to zagraniczni producenci nie mieliby szans. Teraz sytuacja dramatycznie się zmieniła, bo wojna doprowadziła do wprowadzenia embargo na stal rosyjską i białoruską. Dostaliśmy niedawno zapytanie dotyczące propozycji Brukseli zakładających m.in. całkowite zniesienie jakichkolwiek ceł na ukraińską stal oraz limitów ustanowionych safeguardem na rok. Jeśli UE zniesie wszystkie ograniczenia względem importu ukraińskiej stali, która w tym kraju produkowana jest właśnie z przeznaczeniem na eksport, to w pierwszej kolejności zaleje nasz rynek. Jak najbardziej chcemy pomagać Ukrainie, jednak chcemy to robić mądrze. Wystarczyłoby ustanowić wspólne kontyngenty, które mówiłyby, jaką ilość stali kupuje dany kraj.
Ciekawi mnie również pański stosunek względem działań UE, jak m.in. rozłożenie możliwości importu stali z Rosji w ramach safeguardu względem innych krajów. Jest to dobry ruch?
Safeguard nie jest idealnym narzędziem, ponieważ zgodnie z założeniami UE, limity systematycznie wzrastają, mimo że mamy w Europie nadprodukcję stali. Dobrze się stało, że został rozdysponowany na inne kraje. Ważnym tematem są również kontyngenty wywozowe na złom stalowy. To jest rzecz niezwykle istotna, bo złom stalowy jest, obok gazu i energii elektrycznej, najważniejszym czynnikiem kosztowym przy produkcji stali w procesie elektrycznym. Unia Europejska pozwala wywozić złom gdziekolwiek. Natomiast w Rosji czy Ukrainie jest stanowczy zakaz wywozu złomu. Wszyscy wprowadzają embargo na wywóz złomu, bo wiedzą, czym złom stalowy jest dla hutnictwa – surowcem o znaczeniu strategicznym. Dzięki temu oraz m.in. sztucznemu ustalaniu cen złomu, w tych krajach stal jest znacznie tańsza, co prowadzi do bardzo nieuczciwej konkurencji. Na szczęście kwestia monitorowania eksportu złomu przebija się coraz szerzej w międzynarodowej debacie, na taki krok decydują się np. Włosi. Trzeba też patrzeć na te zmiany długoterminowo. Niebawem zajdzie potrzeba przejścia na bardziej ekologiczną produkcję stali, która wymagać będzie wodoru, ale i większej ilości złomu. Wtedy jego wartość będzie jeszcze większa.