Lotos jest gotowy zrezygnować z dostaw rosyjskiej ropy na rynku spotowym. – Analizujemy każdy dostępny kierunek dostaw ropy. W 2021 r. realizowaliśmy dostawy z co najmniej ośmiu kierunków – twierdzi Krzysztof Nowicki, wiceprezes Lotosu. Jednocześnie przyznaje, że spotowe dostawy mają dziś dla firmy marginalne znaczenie. Niemal całość ropy kupowana jest w ramach umów terminowych.
Wysokie dyskonto
Lotos nie podaje, ile przerobionej w gdańskiej rafinerii ropy stanowi ta pochodząca z rosyjskich złóż. Nie ujawnia nawet, jak sytuacja w tym zakresie wygląda po agresji Rosji na Ukrainę. Kierownictwo unika też konkretnych odpowiedzi na pytania o dalsze postępowanie w sprawie importu ze Wschodu. Przypomina za to, że gdańska rafineria „posiadała unikalne połączenie kanałów zaopatrzenia w surowiec zarówno drogą lądową, z Rosji, za pośrednictwem sieci rurociągów PERN, jak i drogą morską z wielu krajów oraz z własnych złóż. Dostęp do dwóch kanałów zaopatrzenia pozwalał na dywersyfikację dostaw surowca, a także płynną reakcję na zmienność cen produktów naftowych i gatunków rop naftowych".
Lotos przyznaje, że wybuch wojny w Ukrainie wywiera ogromny wpływ na sytuację społeczno-gospodarczą w Europie Środkowo-Wschodniej i na świecie. Bardzo zmienne pozostają notowania m.in. ropy i gazu, podstawowych surowców wykorzystywanych w produkcji. Ze względu na bardzo niskie zainteresowanie kupujących ropą z Rosji spółka obserwuje wysokie dyskonto dla gatunku ropy Urals w stosunku do Brent – wynoszące około 30 USD na baryłce. „Grupa na bieżąco monitoruje aktualną sytuację, w tym na rynku surowców i produktów naftowych, przygotowując się na ewentualność zaprzestania przerobu ropy typu Urals" – twierdzi spółka. Ponadto zapewnia, że nie prowadzi bezpośredniej działalności w Ukrainie, Białorusi ani Rosji. Na tych rynkach nie realizuje też istotnej sprzedaży.
Czytaj więcej
Naftowy gigant dostał zgodę UOKiK na przejęcie gazowej firmy. Są jednak warunki dotyczące zarządzania magazynami gazu.