Sprzedaż przez Skarb Państwa nieco ponad 67 proc. akcji Enei ma być najważniejszą transakcją prywatyzacyjną tego roku. Ale nie ma pewności, że w ogóle dojdzie do skutku.
Ministerstwo skarbu nie ujawnia, kto przesłał oferty, ale brak wśród nich szwedzkiego udziałowca spółki – Vattenfalla – może wskazywać, że resort czekają trudne negocjacje. 19 sierpnia okaże się, czy MSP zdecyduje się na kontynuowanie procesu prywatyzacji, bo na ten dzień zaplanowało ogłoszenie tzw. krótkiej listy inwestorów.
Zdaniem niektórych analityków pakiet akcji Enei należący do Skarbu Państwa może być wart nawet 10 mld zł. – Minister skarbu Aleksander Grad był zdecydowany zamknąć transakcję przed końcem roku, by wpływy z niej zasiliły budżet. Jeśli choćby jedna z tych ofert okazała się ciekawa, to na pewno podejmie rokowania – uważa jeden z ekspertów rynku. – Ale w obecnej sytuacji uzyskanie kwoty zbliżonej do 10 mld zł wydaje się bardzo trudne – dodaje.
Minister skarbu jest w kłopotliwym położeniu, bo z jednej strony jest presja, by wykonać plany prywatyzacyjne, opiewające na 12 mld zł w tym roku, a z drugiej nie może za tanio sprzedać Enei. Firma ma duży potencjał i możliwości rozwoju. Z 15-proc. udziałem w sprzedaży energii w Polsce i 9-proc. udziałem w wytwarzaniu jest interesująca dla inwestorów. I wydawało się, że w przetargu wystąpi przynajmniej trzech, czterech chętnych.
Rezygnację Vattenfalla jeden z szefów tego koncernu, Dag Andersen, tłumaczył trwającym obecnie „przeglądem projektów inwestycyjnych”. Ale z nieoficjalnych informacji wynika, że Szwedzi szukali partnera na polskim rynku do wspólnego złożenia oferty na zakup akcji Enei. Poza tym wyjątkowo krótki termin – 17 dni – jaki MSP ustaliło na składanie ofert, też przyczynił się do podjęcia negatywnej decyzji. Według nieoficjalnych informacji Vattenfall swoje niezadowolenie z powodu terminu wyraził też w liście do MSP, choć żadna ze stron nie chce tego potwierdzić.