– Wyszliśmy poza dyskusję nad tym, co budować, a czego nie. Szukamy odpowiedzi na pytanie, czym ma być PGE za kilka lat – mówi „Parkietowi" Henryk Baranowski, prezes Polskiej Grupy Energetycznej. Węgiel pozostanie fundamentem PGE przez kolejne dziesięciolecia. Choćby dlatego, że w Bełchatowie grupie wystarczy surowca do 2040 r., a w Turowie do 2045 r. Zabezpieczeniem dostępu do czarnego paliwa dla rozbudowywanego Opola miała być zaś inwestycja w Polską Grupę Górniczą, gdzie docelowo PGE będzie miała ponad 17 proc. Ale spółka chce być też przygotowana na przełom technologiczny np. w pracach nad skomercjalizowaniem magazynów energii. Jak sugeruje Baranowski, mógłby on sprawić, iż grupa niekoniecznie podąży węglową drogą. Miks paliwowy będzie kształtowany także w zależności od zmian zachodzących w regulacjach.
Organicznie i przez kupno
Pytany o miejsce grupy w 2030 czy 2050 r. Baranowski podkreśla: – Chcemy i musimy być czempionem na rynku energetycznym, przede wszystkim ze względu na drzemiący w PGE potencjał i obecną pozycję na rynku.
Ów cel może być osiągnięty na drodze wzrostu organicznego i przejęć zarówno na rynkach polskich, jak i zagranicznych. – Możliwości wzrostu organicznego na rynku krajowym są ograniczone rocznym przyrostem konsumpcji rzędu 1–2 proc. Z kolei potencjalne wejście do innego kraju wymagałoby pogłębionej analizy konkretnego przypadku – wyjaśnia Baranowski.
Szef PGE nie zamierza powracać do planów przejmowania konkurentów pozostających pod kontrolą Skarbu Państwa. Bardziej odpowiada mu model współpracy. Dlatego na pytanie o fuzję z jedną z polskich grup energetycznych odpowiada negatywnie.
Priorytetem pozostaje utrzymanie pozycji w Polsce i realizacja inwestycji związanych z bezpieczeństwem systemu. Potem grupa oceni, czy wystarczy na ewentualny podbój innych rynków.