Na początku minionego tygodnia można było oczekiwać, że WIG20 zmierzy się z poziomem 2380-2400 pkt i ruszy w stronę szczytów. Szybko jednak nadzieje te zostały rozwiane. Indeks największych spółek od początku tygodnia kierował się na południe i ostatecznie stracił łącznie przez pięć sesji 3,8 proc. Pocieszeniem jest piątkowa sesja, zakończona 0,5 proc. na plusie, oraz fakt, że wcześniej indeks nie przełamał ważnych wsparć i utrzymał się w zakresie konsolidacji z ostatnich tygodni. Teraz byki muszą popracować nad tym, by ponownie indeks powrócił w jej górny rejon.
Taka słabość mocno kontrastuje z korzystnymi tendencjami na głównych rynkach – na dłuższą metę nie jest to raczej do utrzymania. Albo więc w końcu zaczniemy odrabiać straty, albo to rynki zagraniczne ruszą w dół, choć to drugie wydaje się mniej prawdopodobne.
Za oceanem nastroje znacznie poprawiła piątkowa publikacja danych z amerykańskiego rynku pracy, które okazały się nadzwyczaj dobre i zaprzeczyły tezie o możliwości twardego lądowania w gospodarce. Dzięki tym danym indeksy w Nowym Jorku wyraźnie wzrosły, a w skali tygodnia wyszły minimalnie na plus – bilans S&P 500 za pięć sesji to 0,2 proc., a Nasdaq Composite 0,1 proc. nad kreską. „Pięćsetka” wciąż trzyma się bardzo blisko rekordowego poziomu i niewykluczone, że w najbliższych dniach go pobije.
W Europie Zachodniej indeksy w piątek również szły istotnie w górę, ale w skali tygodnia zanotowały spadki – najmniej stracił FTSE-100 w Londynie, bo tylko 0,5 proc., natomiast DAX we Frankfurcie spadł o 1,9 proc., a CAC40 w Paryżu aż o 3,2 proc. Na tych rynkach sytuacja jest zróżnicowana i o ile np. DAX trzyma się dość blisko rekordów, to obraz rynku w Paryżu bardziej przypomina ten z naszej Książęcej.
Co nas czeka w tym tygodniu? Na wyraźnych plusach skończyła się dzisiejsza sesja w Azji, a futures w Europie wskazywały na umiarkowane zwyżki. Analitycy nie spodziewają się większych wahań aż do publikacji ze środy i czwartku, czyli zapisów z ostatniego posiedzenia Fedu i nowych danych o inflacji w USA.