W latach 80. dni komunizmu wydawały się być policzone, ale mimo to na Zachodzie wciąż byli ludzie, którzy patrzyli z fascynacją na Kreml. Zafascynowana marksizmem była m.in. młodzieżówka Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD), czyli jednego z głównych ugrupowań politycznych kapitalistycznej RFN. Jej wiceprezesem był wtedy (i miał wówczas jeszcze bujną fryzurę) Olaf Scholz, obecny kanclerz Niemiec. W latach 80. wielokrotnie odwiedzał Berlin Wschodni i spotykał się z przywódcami NRD, takimi jak Egon Krenz, ostatni lider tamtejszej partii komunistycznej. Otaczano go tam co prawda dyskretną inwigilacją Stasi (wschodnioniemieckiej bezpieki), ale też traktowano go jak prominentnego gościa. Na oficjalnych spotkaniach chwalono go za organizowanie demonstracji wymierzonych w „amerykański militaryzm", a podczas podróży zapewniano jego delegacji „maksimum ułatwień". Tamte czasy co prawda już dawno minęły, NRD przestała istnieć, część jej przywódców odsiedziała po kilka lat w więzieniach, a Scholz jest uznawany obecnie za ofiarę Stasi. Ale czy od tamtego czasu coś się zmieniło w mentalności ludzi, którzy wówczas prowadzili „dialog" polityczny z Berlinem Wschodnim?
Kanclerz Scholz zachowuje się tak, jakby z dawnych czasów została mu niechęć do NATO i nadmierna ufność wobec Moskwy. Jest on krytykowany za to, że blokuje wysyłanie ciężkiego sprzętu wojskowego dla Ukrainy i opiera się przeciwko nakładaniu boleśniejszych sankcji na Rosję. Nie rozumieją jego postawy nawet koalicjanci z partii Zielonych i z ugrupowania FDP. Pojawiają się też przecieki, że koalicjanci mogą porzucić sojusz z SPD. Partia Scholza stałaby się w ten sposób ofiarą swoich rosyjskich uwikłań, które obejmują także kwestie biznesu.
Załóżmy sobie fundację
Ratowanie klimatu to w Niemczech temat niezwykle popularny. Nic dziwnego więc, że zdominowany przez SPD rząd kraju związkowego Meklemburgia-Pomorze Przednie powołał w 2021 r. własną Fundację na rzecz Ochrony Klimatu i Środowiska (Stiftung Klima- und Umweltschutz MV). Na jej czele stanął Erwin Sellering, były premier tego landu, reprezentujący SPD. 200 tys. euro na potrzeby fundacji przekazał kraj związkowy Meklemburgia-Pomorze Przednie. 20 mln euro wyłożył natomiast Gazprom poprzez swoją szwajcarską spółkę Nord Stream 2 AG, odpowiedzialną za budowę gazociągu Nord Stream 2. Tak się jakoś złożyło, że akurat w Meklemburgii-Pomorzu Przednim wychodzą na ląd rury gazociągów Nord Stream i Nord Stream 2, a Gazprom – koncern stojący za budową obu energetycznych tras przesyłowych – hojnie dokłada się do fundacji stworzonej przez polityków tego landu. Co więcej, sama fundacja zaangażowała się w budowę Nord Stream 2. W lipcu 2021 r. kupiła bowiem 49 proc. udziałów w firmie MAR Agentur GmbH. Spółka ta jest brokerem statków, które wykorzystano do budowy tego gazociągu. Transakcja zakupu jej udziałów przez fundację „ekologiczną" sprawiała wrażenie próby ominięcia sankcji na Nord Stream 2, którymi grozili Amerykanie.
Powołanie owej fundacji było inicjatywą m.in. Manueli Schwesig, premier Meklemburgii-Pomorza Przedniego, reprezentującej SPD. Schwesig jest znana z gorącego poparcia dla Nord Stream 2 i dla współpracy Niemiec z Rosją. Należy ona do ludzi byłego kanclerza Gerharda Schrödera. Z ujawnionej korespondencji fundacji wynika m.in., że Schwesig wielokrotnie spotykała się w sprawie jej działalności z Matthiasem Warnigiem, prezesem spółki Nord Stream AG i przyjacielem Putina, który w latach 1974–1989 był funkcjonariuszem Stasi.