Czekam w kwietniu w Monte Carlo

Przez wiele lat Polacy słyszeli o turnieju w Monte Carlo może tylko przy okazji starych opowieści o hotelowych turniejach gwiazd przedwojennego tenisa.

Publikacja: 19.04.2013 06:00

Hiszpan Rafael Nadal chce tu wygrać po raz dziewiąty

Hiszpan Rafael Nadal chce tu wygrać po raz dziewiąty

Foto: Archiwum

 

Jeśli Monte Carlo, to myślano – sport motorowy, sławny rajd przebił się do polskiej świadomości, już to za sprawą startów Sobiesława Zasady, już to dzięki filmowi Juliana Dziedziny „Czekam w Monte Carlo" (1969), którego scenariusz kreślił m.in. red. Bohdan Tomaszewski.

Mało kto wiedział, że od 1897 roku na czerwonej mączce grali i bawili się każdej wiosny (wyłączywszy wojny światowe) najsławniejsi tenisiści epoki. Trudno było o jakąkolwiek informację zwłaszcza wtedy, gdy na początku lat 50. najlepszy polski tenisista Władysław Skonecki pozostał na Zachodzie Europy, by grać właśnie na Rivierze i, wedle ówczesnej propagandy, na kilka lat został „zdrajcą narodu" (po powrocie do kraju w 1956 roku został zrehabilitowany), choć dla zagranicznych miłośników tenisa został „postrachem wiosny" zwłaszcza wtedy, gdy dwa razy wygrał w Monte Carlo.

Znaczenie turnieju od zawsze budowała atmosfera wokół kortów, szyk gości w loży honorowej, głowy koronowane, wielcy biznesu i artyści obok siebie. Z początku ten socjalny charakter turnieju może nawet przeważał nad tenisowym. W dawnych opisach bywało więcej o tym, jacy baron, sułtan, brytyjska księżniczka lub amerykański magnat naftowy zajęli foteliki na trybunie.

Sport stał się równie ważny, gdy tenis wszedł w erę zawodową w 1968 roku i Monte Carlo zaczęło przyciągać elitę profesjonalnego tenisa. Tych sił wzajemnego przyciągania było więcej – niezbywalny prestiż i zauważalna uroda miejsca, miła możnym tego świata wolność podatkowa w pobliskim księstwie Monaco oraz możliwość bywania na licznych okazjonalnych balach, rautach i spotkaniach. Turniej zyskał sławę także z powodu zachowania tradycji balu, podczas którego wielu tenisistów przebiera się w stroje kobiece albo za rywali (!), co ma swój niezaprzeczalny urok dodatkowy.

Czekam w kwietniu w Monte Carlo – oznaczało i oznacza nadal dni z wielkim tenisem, ale i z gwiazdami kina, estrady, sportu oraz sporo szampańskich nocy.

W ten klimat najlepiej wpisał się w latach 70. Wojciech Fibak i właściwie tylko on. Wygrał raz turniej deblowy, grał w finale singla. Na mieszkanie w Monte Carlo stać może jeszcze kilkoro polskich sportowców, z tenisa tylko Agnieszkę Radwańską, ale dom w księstwie ma tylko Fibak.

Tak na marginesie trzeba dodać, że Monte-Carlo Country Club, w którym odbywa się turniej, leży we francuskiej gminie Roquebrune-Cap-Martin, departament Alpes-Maritimes czyli w Alpach Nadmorskich, a nie w granicach księstwa Monaco. O ten mały kawałek skał nad Morzem Śródziemnym walczyli przez setki lat różni władcy, przechodził z rąk francuskich we włoskie i z powrotem, ale czas zrobił swoje i choć oficjalnie to Francja, to w opinii publicznej rządzi tam, jak siedem wieków wcześniej rodzina Grimaldich. Jeśli brać pod uwagę tylko tenis – to rządzi Hiszpan Rafael Nadal.

[email protected]

Parkiet PLUS
Czy chińska nadwyżka jest groźna dla świata?
Parkiet PLUS
Usługa zarządzania aktywami klientów to nie kiosk z pietruszką
Parkiet PLUS
„Sell in May and go away” – ile w tym prawdy?
Parkiet PLUS
100 lat nie kończy historii złotego, ale zbliża się czas euro
Parkiet PLUS
Dobrze, że S&P 500 (trochę) się skorygował po euforycznym I kwartale
Parkiet PLUS
Szukajmy spółek, ale też i inwestorów