Rajd św. Mikołaja i efekt stycznia mają swoich zwolenników i przeciwników. Ci pierwsi liczą, że w grudniu i styczniu uda im się zarobić krocie. Jak wynika z sondy „Parkietu", prawie 70 proc. inwestorów wierzy w „mikołajowe" zwyżki. – Handlować należy pod to, co aktualnie jest na wykresie, a nie pod jakieś śmieszne nazwy – przestrzega jednak Przemysław Smoliński, analityk DM PKO BP. Z kolei Marcin Materna, szef działu analiz Millennium DM ocenia, że efekt stycznia ma pewne racjonalne przesłanki. – Często na koniec roku inwestorzy nie chcą mieć niektórych papierów, aby nie pojawiały się w ich zestawieniach portfela. Również przesłanki podatkowe są przyczyną pozbywania się akcji na koniec roku. Początek stycznia to okres odkupywania tych walorów. Początek roku to także zmiany strategii, nowa ocena rynku i ten efekt „otwarcia" powoduje, że inwestorzy bardziej optymistycznie patrzą w przyszłość i dokupują akcje – mówi. Natomiast rajd św. Mikołaja jego zdaniem nie ma racjonalnego uzasadnienia.
Eksperci podkreślają, że różnego rodzaju efekty kalendarzowe są zjawiskami z zakresu finansów behawioralnych. Ich istnienie stoi w sprzeczności z teorią o efektywności rynków. Gra pod te strategie jest mocno ryzykowna.
Co na to statystyka
Wzięliśmy pod lupę stopy zwrotu z akcji w grudniu i styczniu od początku funkcjonowania GPW. Wnioski? Rewelacji nie widać (dane na wykresie poniżej). Owszem, zdarzało się, że grudzień i styczeń przynosiły solidne zyski, ale nie jest to regułą. Eksperci też studzą entuzjazm.
– Analizując stopy zwrotu dla WIG od 1995 do 2013 r., można z całą pewnością stwierdzić, że najlepszym miesiącem był kwiecień. Średnia stopa zwrotu wyniosła 4,7 proc., a styczeń oraz grudzień uplasowały się odpowiednio na trzecim (2,43 proc.) i drugim miejscu (2,98 proc.). Najgorszy był maj – mówi Oskar Patralski, analityk TU Europa. Wskazuje, że zawężając dane do ostatnich 13 lat, styczeń wypada dużo gorzej, spadając na siódmą pozycję ze średnią stopą zwrotu rzędu 0,81 proc., a grudzień spada o jedną pozycję ze stopą zwrotu 2,12 proc. – Biorąc pod uwagę okres od 2005 do 2013 r., styczeń wypada już zupełnie beznadziejnie, spadając na jedenastą lokatę. Grudzień też odnotowuje spadek, o jedną pozycję na czwarte miejsce – mówi.
Fundamenty pozwalają na rajd
W 2012 r. WIG zyskał ponad 26 proc., a w tym roku do tego dołożył już 14 proc. Czy jest jeszcze przestrzeń do wzrostów? Fundamentalnych przesłanek nie brakuje. Są to m.in. niskie stopy procentowe (czyli brak alternatywnych sposobów na lokowanie pieniędzy) oraz wyraźne ożywienie gospodarcze na świecie. – Ekstra prezentem w Warszawie może być także wycofanie się rakiem rządu z pomysłu nacjonalizacji środków w OFE. Opór praktycznie wszystkich środowisk sprawia, że ta „antyreforma" może jednak być niemożliwa do przeprowadzenia – ocenia Materna. Również Sobiesław Kozłowski z DM Raiffeisen jest optymistą, jeśli chodzi o zachowanie indeksów na warszawskiej giełdzie. – Jest kilka przesłanek. Po pierwsze, z wyceny porównawczej słabe dane za 2013 r. zostaną zastąpione prognozami na 2015 lub 2016 r. Ponieważ w I kwartale 2013 r. polska gospodarka zanotowała dołek dynamiki PKB, to dość bezpiecznym założeniem jest, iż kolejne kwartały czy lata będą lepsze – mówi. Wycena porównawcza stanowi zazwyczaj 50 proc. modelu (obok zdyskontowanych przepływów pieniężnych), zatem zamiana słabego roku na dobry mocno wpływa na końcową wycenę akcji.