Rz: Jest pani jedną z nielicznych kobiet, którym udało się wejść do elitarnego, zdominowanego przez mężczyzn grona traderów w londyńskim City. Czy dziś, gdy tyle mówi się o parytetach, kobietom łatwiej tam zaistnieć? Suzana S.(Barbara Davies):
Niestety nie. Świat finansów to nadal dość samotne miejsce dla kobiet. Owszem, jest ich sporo na pomocniczych stanowiskach, ale we władzach stanowią co najwyżej 5 proc. Kobietom nie jest teraz łatwiej choćby dlatego, że trudno w ogóle o pracę w City i w całym sektorze finansów, który dotknął przecież największy kryzys w historii. Firmy szukają oszczędności, pieniądze nie są już tak duże, a bonusy pewnie długo nie wrócą do poziomu sprzed 2008 roku. Może nawet nie wrócą nigdy.
Dla wielu osób to jednak nadal wymarzona praca...
Bardzo często młodzi ludzie pytają mnie, jak się dostać do pracy w City. I prawdę mówiąc nie wiem. Kiedy ja zaczynałam, w 2004 roku i wkrótce potem, mieliśmy hossę i rynek pracownika. Prawie każdego dnia dostawaliśmy oferty pracy od headhunterów. Teraz nawet absolwenci czołowych uczelni takich jak Harvard Business School mają problemy. A jeśli oni mają problemy, to reszta nie ma szans.
Zaczęła pani pracę w City w czasie hossy, ale i wtedy niełatwo było zostać traderem, zwłaszcza startując w back office, czyli w działach administracyjnych.