– W trudnych czasach istnieje tendencja do wyboru tańszych ofert firm badawczych. Tymczasem często okazuje się, że są to firmy niespełniające podstawowych standardów i w ostatecznym rozrachunku współpraca z nimi okazuje się marnowaniem pieniędzy – zauważał Janusz Durlik, prezes Organizacji Firm Badania Rynku i Opinii, która oszacowała obrót 18 instytutów badawczych w Polsce, które wzięły udział w audycie w 2011 roku na ok. 575 mln zł. To o 3,64 proc. więcej niż rok wcześniej.
– Przyzwyczailiśmy się, że w branży badawczej zawsze było dobrze, ale w tym roku, gdy uwzględni się wskaźnik inflacji, okazuje się, że branża nie rośnie – mówił Mateusz Galica z instytutu TNS Polska.
Adam Szymczak z tej samej firmy dodawał, że zmienia się też sytuacja samych badaczy. – Skończyła się era lat 90., dziś zawód badacza to rzemiosło, nie ma już tej ekskluzywnej otoczki, która kiedyś spowijała tę profesję – mówił.
Z badania 40 dyrektorów zarządzających instytutami TNS na całym świecie wynika, że coraz większą konkurencją dla firm badawczych wcale nie są już inne tego rodzaju firmy. – Ale Google i istniejące w Internecie platformy, które za 19 zł wykonują analizę wizerunku marki. Oczywiście można pytać, ile są warte takie badania. Faktem jest jednak, że takie usługi istnieją i mają klientów – zauważał Mateusz Galica.
Do tego zdigitalizował się sam konsument, którego trzeba umieć przejrzeć i zrozumieć. Znacznie więcej niż kiedyś korzysta z Internetu, tworzy własne platformy komunikujące swój stosunek do różnych produktów (np. niechęć), jest bardziej niż kiedyś niecierpliwy, mówi krótkimi zdaniami. – Czasem działa w taki sposób, który w ogóle omija wszelkie działające na rynku marki. Np. podróżuje, korzystając z couch-surfingu, do czego nie potrzebuje żadnych usług, nawet nie płaci za taki nocleg, bo to przecież wymiana bezgotówkowa. Czasem ma się wrażenie, że powoli nam się wymyka i nas wyprzedza – mówił Galica.